12.06.2017, 19:00:57
Dowiedziałam się dokładnie, jak wyglądała sytuacja leczenia męża mojej koleżanki, którego przypadek można opisywać
"ku pokrzepieniu serc".
Zdiagnozowany w 2003 roku, w kwietniu, w wieku 57 lat, jego PSA wynosiło 45,9!
W badaniu per rectum lekarz wyczuwał guzek.
Biopsja potwierdziła raka, Gl 3+3, czyli akurat w tym punkcie optymistycznie.
Scyntygrafia - umiarkowanie wzmożone gromadzenie znacznika w stawach barkowych i w środkowej części kręgosłupa (przy jednym żebrze).
Od razu dostał hormony, Apoflutam i Zoladex.
Po kilku tygodniach operacja - i szok:
W jednej części prostaty ognisko raka, całą drugą część nowotwór "obejmuje masywnie", i w wielu miejscach przekracza torebkę. T3a, T4.
Przerzut raka w węźle biodrowym zewnętrznym lewym.
Gl 7, pęcherzyki i pozostałe wycięte węzły czyste.
Adjuwantowa radioterapia na lożę po prostacie i "okolice spływy chłonki z okolic prostaty".
Kontynuacja leczenia hormonalnego.
I depresja, bo lekarze nie kryli, że przypadek jest trudny, a niskie PSA o niczym nie świadczy, bo to "po hormonach".
Ale minęły trzy lata, hormony odstawiono, a PSA dalej nieoznaczalne, waha się w tysięcznych częściach.
I tak do dzisiaj, czyli w sumie 14 lat.
W ciągu tych kilkunastu lat jeszcze trzy razy zlecano scyntygrafię, wyniki były takie same, jak w tej pierwszej.
Ale po depresji ani śladu.
Jedynym problemem okazał się krwiomocz kilka lat po radioterapii.
Pacjent przebadany przez trzech lekarzy, bo pierwszemu nie uwierzył, że to tylko "odległe skutki radioterapii".
Ale i te problemy minęły.
Czuje się dobrze, ale trzyma rękę na pulsie, raz do roku przechodzi dokładne badania.
Czyli nawet tak zaawansowanego raka można wyleczyć.
"ku pokrzepieniu serc".
Zdiagnozowany w 2003 roku, w kwietniu, w wieku 57 lat, jego PSA wynosiło 45,9!
W badaniu per rectum lekarz wyczuwał guzek.
Biopsja potwierdziła raka, Gl 3+3, czyli akurat w tym punkcie optymistycznie.
Scyntygrafia - umiarkowanie wzmożone gromadzenie znacznika w stawach barkowych i w środkowej części kręgosłupa (przy jednym żebrze).
Od razu dostał hormony, Apoflutam i Zoladex.
Po kilku tygodniach operacja - i szok:
W jednej części prostaty ognisko raka, całą drugą część nowotwór "obejmuje masywnie", i w wielu miejscach przekracza torebkę. T3a, T4.
Przerzut raka w węźle biodrowym zewnętrznym lewym.
Gl 7, pęcherzyki i pozostałe wycięte węzły czyste.
Adjuwantowa radioterapia na lożę po prostacie i "okolice spływy chłonki z okolic prostaty".
Kontynuacja leczenia hormonalnego.
I depresja, bo lekarze nie kryli, że przypadek jest trudny, a niskie PSA o niczym nie świadczy, bo to "po hormonach".
Ale minęły trzy lata, hormony odstawiono, a PSA dalej nieoznaczalne, waha się w tysięcznych częściach.
I tak do dzisiaj, czyli w sumie 14 lat.
W ciągu tych kilkunastu lat jeszcze trzy razy zlecano scyntygrafię, wyniki były takie same, jak w tej pierwszej.
Ale po depresji ani śladu.
Jedynym problemem okazał się krwiomocz kilka lat po radioterapii.
Pacjent przebadany przez trzech lekarzy, bo pierwszemu nie uwierzył, że to tylko "odległe skutki radioterapii".
Ale i te problemy minęły.
Czuje się dobrze, ale trzyma rękę na pulsie, raz do roku przechodzi dokładne badania.
Czyli nawet tak zaawansowanego raka można wyleczyć.