Dunol - czyli odradzająca się nadzieja, że będzie dobrze.
#1
Dunol został zdiagnozowany w sierpniu 2008 roku, w wieku 60 lat, przy poziomie  PSA 5,7 ng/ml.
Po biopsji stan zaawansowania nowotworu  określono na T1c, Gleason 3+3.
Jako leczenie pierwszego rzutu wybrał prostatektomię radykalną  metodą otwartą.
Dunol , z zawodu inżynier, jest osobą niezwykle spokojną, niemniej nowotwór traktuje z zasługującą na to agresją.
Oto jego historia:
Styczeń 2008, na 60. urodziny panel badań, mi.in. PSA.
Poziom 5,7 ng/ml, skierowanie do urologa.
Oficjalnie brak objawów, wskazujących na kłopoty z prostatą, po dokładnym wywiadzie  wychodzi,
że od wielu lat występował ból w dole brzucha i dyskomfort, wskazujący na niebakteryjny stan zapalny prostaty.

Biopsja w lipcu 2008, diagnoza w sierpniu  - rak prostaty T1c, Gl 3+3.
Konsultacje u trzech niezależnych urologów, każdy z lekarzy daje wybór  - baczna obserwacja , radioterapia lub operacja.
Niewysokie PSA, niska złośliwość nowotworu, prawidłowe DRE  - dają nadzieję, że operacja zakończy się sukcesem.

Październik 2008  - prostatektomia radykalna metodą otwartą, T2b, Gleason 3+4, margines ujemny, węzły zasłonowe czyste.
Po miesiącu powrót do pracy.
Potwierdzenie nadziei na pełne wyleczenie.

Pooperacyjne PSA:
4 tygodnie  - 0,08 ng/ml.
5 tygodni   - 0,05 ng/ml.
8 tygodni  - 0,07 ng/ml.
4 miesiące  - 0,02 ng/ml.
10 miesięcy  - 0,14 ng/ml.
12 miesięcy - 0,15 ng/ml.

TRUS pokazuje pozostawioną część pęcherzyka nasiennego.
Scyntygrafia  - tylko nieznacznie zwiększone  gromadzenie radioznacznika w kręgosłupie, pochodzenia raczej zwyrodnieniowego.

14 miesięcy  - 0,41 ng/ml.

Grudzień 2009 - luty 2010, radioterapia ratująca 66 Gy na lożę po prostacie.

PSA po radioterapii:
4 tygodnie  - 0,35
4 miesiące - 0,15

Znów odżyła nadzieja na całkowite pobycie się nowotworu.
Ale:
6 miesięcy  - 0,41 ng/ml
9 miesięcy  - 1,01 ng/ml

MRI -   powiększone lekko dwa węzły chłonne.
1,5 roku  - 2,47 ng/ml
2 lata  -  4,78 ng/ml

PET z octanem  - przy lewych naczyniach biodrowych węzeł chłonny 7x12 mm wykazuje metabolizm octanu SUV 2,7.

Monoterapia bikalutamidem 150 mg,  przez dwa lata, PSA 0.003.

Po roku od odstawienia wzrost PSA do 0,70 ng/ml.
PET PSMA z galem  - węzeł chłonny biodrowy lewy - 6 mm, SUV 3,9
Decyzja o operacji, istnieje duże prawdopodobieństwo, że wznowa dotyczy tylko tego jednego węzła.
Powraca nadzieja na całkowite wyleczenie.

Czerwiec 2015  - usunięcie 7 węzłów chłonnych przy naczyniach  biodrowych lewych.
Histopatologia  - tylko zmiany odczynowe.

Powrót do bikalutamidu 150 mg, grudzień 2015 - PSA <0,003.
Zmniejszenie dawki do 100 mg dziennie.

Ciągle mamy nadzieję.

Dunol napisała 11 maj 2016
PSA po zmniejszeniu dawki bikalutamidu zachowuje się co najmniej dziwnie:
05/02/16 PSA 0,011
29/02/16 PSA 0,004
07/04/16 PSA 0,008

30/04/16 PSA 0,005
Znowu sinusoida nastroju, kolejne porzucanie i odżywanie nadziei.
Od 1 maja 2016 mąż zmniejszył dawkę do 5o mg dziennie.
Czy nie jest to aby zagranie va bank?


28.09.2016,

Od 1 maja mąż stosuje bikalutamid w minimalnej dawce, czyli 50 mg dziennie  - jako monoterapię,
czyli jako jedyne leczenie.
Niestety, PSA powoli ale systematycznie rośnie  - w połowie września było już 0.027.
Tym samym systematycznie gaśnie nadzieja, że radykalnie pozbyliśmy się nowotworu.

Plan jest taki, że gdy w październiku nastąpi kolejny wzrost, wracamy do dawki 100 mg.
Może znów da się powrócić do 50 mg?
Cel  - trzymać  nowotwór  w ryzach jak najmniejszym kosztem, (chodzi o skutki uboczne), jak najdłużej.

Buszując po internecie, spotkałam co najmniej dwa przypadki, gdy pacjent latami "trzymany" był
tylko na bikalutamidzie 50 mg bez progresji choroby. Ale PSA oscylowało u nich wokół wartości  3.50.
Nie miałabym odwagi radzić mężowi, by dopuścił do  tak wysokiego PSA, bez gwarancji, że na tym się zatrzyma.
Profesor był tego samego zdania.
Czyli   - granica naszej tolerancji to  0.030.

11.10.2016,

Dziś mąż szedł do CO z przekonaniem, że PSA znów wzrosło, że przekroczyło ową psychologiczną  granicę  0.030,
i przyjdzie mu wrócić do wyższej dawki bikalutamidu.
A tu niespodzianka  - 0.025.
Czyli stabilizacja.
Zostajemy na 50 mg i marzymy o kolejnych spadkach.

15.12.2016,

Nie jestem przesądna, ale uważam, że trzynastego  nie powinno się robić żadnych zabiegów ani badań.
Ale Józek akurat miał termin. I jest wzrost, niestety. Bariera 0,03 przekroczona  - jest 0.038.
I co robić?
Jeszcze przed badaniem krwi nowy, młody onkolog poradził całkiem odstawić bikalutamid,
poczekać na wzrost PSA  - i szukać dalej. Czyli ciągle mieć nadzieję na wyleczenie.
Druga opcja  - powrócić do zwiększonej dawki bikalutamidu i brać, póki działa.

A ja myślę, że jeśli już trzeba odstawić bikalutamid, to z niższego pułapu PSA.
Czyli wziąć przez miesiąc, dwa pełną dawkę bica (150mg), poczekać na spadek PSA do tysięcznych,
i dopiero wtedy odstawić.

Zdanie Józka?
"Wolałbym jednak wiedzieć, co myśli Profesor".

08.02.2017,

Mąż był dziś u Profesora w Bydgoszczy.
Decyzja  - całkowicie odstawić bikalutamid, jeśli PSA będzie rosło (a nie musi),
to poczekać do poziomu ok 1, zrobić PET PSMA, i....
I znowu mieć nadzieję.

09.02.2017,

Najpiękniejszą wiadomością byłoby, gdyby PSA nie  rosło, ale to chyba tylko  marzenie.
Niechby rosło bardzo, bardzo powolutku, tak minimalnie!
Odstawić bikalutamid trzeba było tak czy owak, bo to też jest  rodzaj kuracji hormonalnej,
 więc  powinno się w niej robić przerwy. Mąż kończy drugi, dwuletni cykl.
Startuje do tej przerwy z poziomu PSA 0.040.

12.04.2017

Jeśli gdzieś tam jeszcze tliła się nadzieja, że operacja usunięcia podejrzanych węzłów chłonnych miała sens,
to odstawienie bikalutamidu rozwiało złudzenia  - minęło dwa i pól miesiąca, PSA wynosi 0.423.
Na razie ochłonęliśmy tylko na tyle, aby postanowić, że dopuszczamy dalszy wzrost i będziemy się starać o PET z choliną.
A co potem  - jeszcze nie wiemy.



20.05.2017,

Sukinsyn urwał się z łańcucha.
PSA - 1,200.
Jesteśmy zdruzgotani.

Lekarz prowadzący, w porozumieniu z ordynatorem Oddziału Radioterapii, zlecił scyntygrafię, termin koniec czerwca.


22.05.2017,

Ano nikt się nie spodziewał takiego tempa.
Wprawdzie jest to  wzrost po odstawieniu bikalutamidu, rak wciąż jet hormonozależny, zawsze niby można do  terapii wrócić,
ale ta szybkość nas przeraża. Pamiętamy bowiem, że czas podwajania PSA to najważniejszy wskaźnik predykcyjny.
No nic, scyntygrafię trzeba zrobić, może nawet sprawa jest jeszcze do wyleczenia. Oby!

Zastanawiam się też, czy jest różnica między  "zwykłym"  wzrostem PSA, który odzwierciedla wzrost nowotworu, a takim wzrostem po odstawieniu hormonów, gdy "sukinsyn urywa się z łańcucha". To jest też przypadek Krisa.



 30.06.2017,

Dostałam wiadomość, że wynik scyntygrafii jest praktycznie taki sam, jak przed 8 laty:
"Wzmożony wychwyt izotopu w obszarze stawu międzykręgowego L3-L4 i na granicy L-S kręgosłupa, strona prawa.
Zmiany zwyrodnieniowe?
Wskazana weryfikacja radiologiczna odcinka L-S kręgosłupa.
Reszta układu kostnego bez ognisk patologicznego gromadzenia znacznika, sugerujących meta".

Józek czeka na wynik RTG i badanie PSA.

O, już jest sms:
PSA 1.6, PET we wrześniu.


To wymaga przemyślenia i przedyskutowania.
Na pewno wszystko zależy od tempa narastania PSA.
Wygląda, że trochę wyhamowało, już się nie podwaja co 2 tygodnie.

Już jest wynik RTG.
We wnioskach:
"Zmian podejrzanych o meta w odcinku L-S nie stwierdza się".

Czyli szukamy dalej. 

04.07.2017,

  PSA było badane w ostatni piątek, przy okazji wizyty, omawiającej wynik scyntygrafii.
Jest  już 1,67, sporo, ale w stosunku do tempa ostatnich 4 miesięcy, jest pewne wyhamowanie, to znaczy rośnie w postępie arytmetycznym, nie geometrycznym. Słaba to pociecha, ale zawsze.

We wrześniu ma być PET z choliną, zatem Józek postanowił na razie nie wracać do bikalutamidu,
by podhodować gada na tyle, by był w badaniu widoczny. A potem to ewentualnie leczyć.
Może tym razem uda się urwać hydrze łeb.


11.09.2017

Dzisiejsze PSA  - 2,17.

Telefon do WCO, kiedy ten PET, bo miał być we wrześniu.
- Proszę pana, najwcześniej we wrześniu!
[Obrazek: sad.png]

Zaczynamy główkować, co tu robić.

27.09.2017,

Małż po tym wyniku oczywiście zadzwonił do swojej "prowadzącej", kazała przyjść nazajutrz, poszedł, ale cóż mogła poradzić? Pani doktor nie ma wpływu na termin PET. Na skierowaniu napisane było cito.
Po dyskusji oboje ustalili, że jeszcze miesiąc można poczekać.
Wydzwanianie do WCO w sprawie "kiedy ten PET" dało tyle, że dowiedział się, że "we wrześniu badania nie będzie,
a w październiku zobaczymy".
Miejmy nadzieję, że na październik się załapie, a jak nie, to robimy prywatnie rezonans.
Lipcowa scyntygrafia była czysta.

20.10.2017,

Dziś mija 9 lat od operacji męża.
Miało być dobrze, a nie było.
Co jakiś czas hydrze odrasta łeb, na nic odcinanie, napromieniowanie, głodzenie.
Ale ciągle mamy nadzieję.


20.10.2017,

Jutro zawsze jest nieznane,  najważniejsza jest teraźniejszość.
Przez te lata nauczyliśmy się żyć z chorobą, normalnie funkcjonować. Bo przecież pracujemy, latem wędrujemy po górach, cieszymy się wnukami, spotykamy się z przyjaciółmi  - jak gdyby ta hydra nie istniała.
Ale wiemy, że istnieje, i trzeba być czujnym, czy jej kolejny łeb za bardzo nie odrasta.
Jak powiedział kiedyś Bogdan  - mam ze swoim nowotworem umowę, ja mu daję pożyć, a on mnie.

Większość z naszej grupy taką umowę z hydrą ma.
I oby ta "współpraca" była jak najdłuższa, i jak najspokojniejsza.

PS. Pamiętam przygotowania do operacji, i do okresu pooperacyjnego.
Na wszelki wypadek kupiliśmy dorosłe pampersy.
Nie były nigdy potrzebne - leżą na pawlaczu do dziś.
Nie wyrzucam. Są pamiątką naszego lęku i pesymizmu.

I jeszcze jedno. O diagnozie musieliśmy poinformować rodzinę i przyjaciół.
Wszyscy bardzo bardzo mężowi współczuli.
Minęło 9 lat, mąż funkcjonuje w zasadzie na pełnych obrotach, a z tych współczujących brakuje już
trzech sąsiadów, dwóch kolegów z pracy, trojga kuzynów, szwagra, szwagierki...
Tak, że nigdy nie wiadomo, kto będzie pierwszy.

31.10.2017,

W przedłużającym się oczekiwaniu na "państwowego" PET-a, mąż zapisał się na prywatny rezonans z kontrastem.
Odbędzie się to badanie za tydzień.

06.11.2017,

Dzisiejsze PSA 4,130.
Czyli w ciągu ostatnich dwóch miesięcy praktycznie podwoiło się.
Szok.
Jutro mąż jedzie do WCO po receptę na bikalutamid, bo nie ma sensu już z tym zwlekać.
Pojutrze rezonans.
Jesteśmy do tego nowotworu nastawieni bardzo agresywnie.

06.11.2017,

No nie jest wesoło.
Jak to się mówi  - lepiej już było.
Ale musimy wszystko przyjąć "na klatę", i docenić, że ciągle jesteśmy, bo to nie jest wcale takie oczywiste.

Skierowanie na PET mamy, miało być we wrześniu, jest nadzieja, że mąż załapie się na listopad.
Na razie robimy prywatnie rezonans,   jakby coś pokazał, to  jednak zdecydowanie "coś" z tym zrobimy.
Przy wznowie  raka stercza można wprawdzie stosować baczną obserwację, nie spieszyć się z hormonami 
czy z radykalnym leczeniem, ale tylko wtedy, gdy PSA rośnie powoli.
Przy krótkim czasie podwajania jasne jest, że mamy do czynienia z agresywnym nowotworem, i trzeba do niego podejść agresywnie.
Czyli od jutra natychmiast bikalutamid w pełnej dawce.
Potraktowane nim komórki nowotworowe powinny szybko przestać wydzielać PSA, ale "skurczą się" dopiero po pewnym czasie, zatem PET pokaże, co miał pokazać (jeśli odbędzie się w ciągu najbliższych tygodni). 
Dotychczas mąż dobrze reagował na bikalutamid, miejmy nadzieję, że to się utrzyma.

08.11.2017,

To ma być  już trzecie "państwowe" badanie PET mojego męża.
Poprzednie odbywały się w terminach   - tydzień, dwa.
Podobnie było z tomografem.
 Z czymś takim, jak teraz , mamy do czynienia pierwszy raz.
Czemu tak jest?
Albo znaczenie ma fakt, że Józek zapisany był w lipcu na wrzesień (bo chcieliśmy później).
Albo tam się już wszystko wali.
Jednak on był wczoraj w WCO, budynek stoi, lekarze przyjmują normalnie. [Obrazek: wink.png]
Pracownia PET zamknięta.

Dziś badanie MRI. Wyniki jutro. Stres.

10.11.2017,

Dostaliśmy potwierdzenie mailem, że w Łodzi faktycznie badanie PET odbędzie się w terminie najdalej trzy tygodnie plus.
Nie wiadomo, jaki duży będzie ten plus, niewykluczone, że w międzyczasie zadzwoniliby z naszego Centrum,
ale "kto nie ryzykuje, ten głównej stawki nie wygrywa".
Józek już ma "papierowe" skierowanie (nasze lokalne polegało na obecności w systemie komputerowym),
kompletujemy dokumentację choroby, i zaraz mailem wyślemy.

13.11.2017,

Dostałam mailem wynik rezonansu.

"Uwaga! Po stronie lewej widoczny jest pojedynczy o policyklicznych zarysach węzeł chłonny, ku tyłowi od naczyń biodrowych - opisywany już w jednym z badań PET z 2015 roku - aktualnie o wymiarach poprzecznych 18x12 mm.
Węzeł ten wykazuje cechy restrykcji dyfuzji i ma niski sygnał na mapie ADC, co budzi duże podejrzenie jego procesu rozrostowego chłonnego przerzutowego".

Reszta OK.

"Wnioski:
Jedyna podejrzana zmiana ogniskowa , która odpowiadałaby węzłowi chłonnemu przerzutowemu, widoczna jest po stronie lewej, wzdłuż naczyń biodrowych".

I teraz zagadka:
Czy ten podejrzany węzeł, dla którego odbyła się operacja, po prostu nie został usunięty, czy wyrósł następny?
Wszystko wskazuje na to pierwsze.
I co z nim zrobić?

13.11.2017,

Usunięto 7 węzłów przy naczyniach biodrowych lewych, wszystkie tylko odczynowe.
Czy możliwe, by ten największy jakoś się uchował, czy to jakiś następca wyrósł?
Zobaczymy, co powie PET.

21.11.2017,

Przed podaniem wyniku dzisiejszego PSA powiem  - bo to ważne  - że od razu po rezonansie Józek wrócił do bikalutamidu w pełnej dawce, 150 mg. (Jako, że nie wiadomo, kiedy miałby być ten PET).
Brał kilka dni, a gdy okazało się, że PET będzie szybko (dzięki, Edku), to odstawił.
Znów minęło  kilka dni, dzisiejsze PSA 1,36.
Czyi bikalutamid ciągle działa, to jest dobra wiadomość.

23.11.2017,

Przedsięwzięcie pt. PET w Łodzi  odbyło się trochę na łapu-capu, bo wiadomość o terminie badania przyszła niemalże w przeddzień (wieczorem w poniedziałek, że badanie w środę).
Jakoś dojechaliśmy, byliśmy na miejscu ze sporym wyprzedzeniem, ale procedury rozpoczęto od razu,
wiec i wróciliśmy ponad godzinę wcześniej.

Wszystko poszło sprawnie, dobra organizacja, uprzejmy personel.

Trwało to w sumie 3 godziny.
Przed badaniem rozmowa z lekarzem, który znał już historię choroby pacjenta.
Pacjent przypomniał, że wróg nr 1 to ten trefny węzeł, więc na niego przede wszystkim trzeba polować.
Wynik ma być za tydzień, znów trzeba będzie pojechać, bo zgoda na pocztę to kolejny tydzień zwłoki,
a nam się trochę spieszy.

02.12.2017,

Ech...
Te badania obrazowe, to o kant doopy roztłuc!

Przypomnę  - miesiąc temu był rezonans, który stwierdził:
"Uwaga! Po stronie lewej widoczny jest pojedynczy o policyklicznych zarysach węzeł chłonny, ku tyłowi od naczyń biodrowych - opisywany już w jednym z badań PET z 2015 roku - aktualnie o wymiarach poprzecznych 18x12 mm.
Węzeł ten wykazuje cechy restrykcji dyfuzji i ma niski sygnał na mapie ADC, co budzi duże podejrzenie jego procesu rozrostowego chłonnego przerzutowego".

Teraz był PET z choliną, i co? W miednicy czyściutko.
Wszędzie czyściutko, z wyjątkiem... No właśnie.
"Klatka piersiowa:
Pobudzone metabolicznie węzły wnęki prawej(1,3 cm):SUV maxFCh=4,3 oraz przyoskrzelowy prawy (1,4cm):
SUV max FCh=3,8.
Wnioski:
W badaniu PET przy użyciu F-choliny nie stwierdzono cech aktywnego metabolicznie procesu npl.
Pobudzenie węzłów wnęki prawego płuca o charakterze raczej odczynowym.

Dla dopełnienia  - nomen omen  - obrazu,  jeszcze przed świętami będzie tomograf klatki piersiowej,
w szpitalu "pulmonologicznym". Pewnie pokaże jeszcze coś innego.

03.12.2017,

Kris napisał(a): napisał(a):Czy to chodzi dokładnie o ten węzeł chłonny, który w opisie PET/CT z 2015 r miał 6 mm i SUV max 3,9 ?

Czy masz dokładne porównanie z opisu obu badań, do potwierdzenia, że chodzi o ten sam węzeł? 

Ano właśnie, właśnie!
Albo badający/opisujący sugerował się wynikiem z 2015 roku, tymczasem to jest zupełnie nowe ognisko wznowy,
albo ten "dawny" węzeł nie został usunięty. Przypomnę, że z podejrzanej okolicy usunięto tkankę limfatyczną z 7 węzłami chłonnymi, które okazały się tylko odczynowe.

Mój wniosek, że badania obrazowe są do doopy, wynika z tego, że  na podstawie obecnych skanów tej zagadki po prostu nie da się rozwiązać.

Kris napisał(a): napisał(a): Jaka część była poddana diagnozie MRI. Chyba nie klatka piersiowa?   

Nie, miał zbadany tylko odcinek miednicy i jamy brzusznej.. Zbadania na raz trzech odcinków ten pacjent by po prostu  nie wytrzymał, ze względu na długie unieruchomienie i nieprzyjemne efekty akustyczne.
"Prostatowcom" zleca się zbadanie jedynie miednicy.


Kris napisał(a): napisał(a): 
Myślę, że był popełniony falstart z "B" ( wiadomo, że reakcja kom. nwt. zależnych antyandrogenowo w przypadku kilku znanym nam osobom, a w tym wypadku Józka jest zawsze natychmiastowa na wprowadzenie "B")

Natychmiastowy może być tylko  spadek PSA.
"Po wprowadzeniu hormonoterapii komórki raka prostaty najpierw przestają wydzielać  PSA, a dopiero po pewnym czasie się kurczą".
Przypomnę, że w roku 2015 Profesor zlecił brać bikalutamid od razu od dnia badania PET-em z galem.
Operacja odbyła się dopiero po miesiącu, przy PSA 0,05.
Chirurg od razu po operacji mówił, że "nie widział", aby któryś węzeł był zaraczony.
Czyli spodziewał się go "widzieć" gołym okiem podczas operacji, mimo nieoznaczalnego PSA.

Więc teraz te 5 dni brania bica raczej nie mogło spowodować, że węzeł wielkości 1,2cm w osi krótkiej nagle "wyzdrowiał" i w badaniu PET stał się niewidoczny.

Kris napisał(a): napisał(a):  Czy w ostatnim badaniu z  18F-FCH podane są wartości tylko z badania statycznego, czy też jest określona wartościowo dynamika ( zaraz po podaniu radioznacznika)?

Kris, to jest forum dla ludzi inteligentnych, więc ja przepisuję tylko istotne informacje.
Każde badanie z choliną przeprowadzone jest dwuetapowo, akwizycja wczesna bezpośrednio po podaniu na obszar miednicy, oraz po 20 minutach od podania radioznacznika, obejmuje obszar od szczytu czaszki do połowy ud.

Zauważ, że od kilku lat w wynikach PET z choliną podaje się tylko SUV max, czyli ten drugi,  większy, jeśli jest większy.
 Poprawiam się  - od kilku lat mam do czynienia tylko z takimi wynikami PET, gdzie podane są tyko SUV-y max, czyli poza miednicą. Gdyby stwierdzono przerzuty w miednicy,  powinny były być dwa SUV-y.
Kris napisał(a): napisał(a):Zwróć proszę uwagę na wielkość owych węzłów chłonnych. Zbliżają się [Obrazek: sad.png] (podobnie jak i u mnie) do wielkości określanych w/g RECIST jako niestety węzły przerzutowe.  

Stąd nasze przerażenie.

Kris napisał(a): napisał(a):  Dobrze by było żeby jednak wyjaśniono wątpliwości na 99 i 9/9 %

Ha! Tylko jak to zrobić przy pomocy dostępnych metod badań obrazowych, skoro są do de?


07.12.2017,

Napisaliśmy list do Łodzi, zobaczymy, co odpowiedzą.

Sprawa z ta "ilością" radioznacznika jest jednak niejasna.
Sprawdziliśmy  - w badaniu PET z octanem mąż otrzymał ponad 700 megabekereli, natomiast w badaniu PSMA z galem   - tyle samo, co teraz.
Ciekawe, od czego to zależy.

13.12.2017,

Wot siurpryza!
Jak wspomniałam, napisaliśmy do Łodzi list z prośbą o dokładne przyjrzenie się temu PET-owi
w aspekcie węzłów w miednicy.
Dostaliśmy uprzejmą odpowiedź, że ponownie przeanalizowano skany, porównano je z poprzednimi badaniami,
i znaleziono "węzeł przy naczyniach biodrowych lewych", trochę ukryty za moczowodem, tak, że poprzednio wzięto "świecenie" za artefakt. Nowy wynik PET już idzie pocztą.
A ilość radioznacznika? To zależy nie tylko od wagi osoby badanej, ale też od czułości aparatury. Oni mają super sprzęt,
więc starają się oszczędzać pacjentów.

20.12.2017,

Z nowego opisu:
Aktywny metabolicznie węzeł chłonny (o wym. 13x10 mm), położony bocznie od lewych naczyń biodrowych-zewnętrznych: SUVmaxFCh=4,4.

(Nie ma podanego SUV-a z badania dynamicznego, pewnie nic  nie było widać).

I we wnioskach:
W badaniu PET/TK przy użyciu F-choliny stwierdzono aktywny metabolicznie węzeł biodrowy - zewnętrzny lewy- węzeł podejrzany - nie można wykluczyć zajęcia procesem npl.

Zakładając, że to  jest ten sam węzeł, który bruździ od początku, to zmieniał wymiary następująco:
- 2013 PET z octanem: 7x12 mm, SUV 2,7; (PSA 4,7);
- 2015 PET 68Ga-PSMA: 6mm, SUV 3,9; (PSA 0,70);
- 2017 rezonans:18x12 mm; (PSA 4,40);
- 2017 PET FCh: 13x10, SUV max 4,4. (PSA 1,36).

Czy można go jeszcze usunąć, skoro to miejsce było już operowane?
Jesteśmy wstępnie umówieni na konsultację u prof. Demkowa.
Ale to dopiero po odebraniu wyników wczorajszego tomografu płuc ( z kontrastem).
Jak mówią  - najpierw było trzęsienie ziemi, a teraz napięcie stopniowo wzrasta.

Aha, ostatnie PSA, z piątku, znów powyżej 4...


21.12.2017,

(21.12.2017, 07:26:18)Kris napisał(a): napisał(a):ano już pisałem o tym: nie byłoby spadku PSA do 0,003 ng/ml nawet na 150 mg "B", bo przed "limfa" był wzrost PSA na takich dawkach leku.

No niestety, spadek PSA =  jak się okazało - był tylko od bikalutamidu.
Przypomnę:
Bikalutamid 150 mg od marca 2012 do marca 2014.
Pod koniec rocznej przerwy  wzrost PSA do 0,70, wtedy PET PSMA, decyzja o operacji, ale od razu po badaniu powrót do bikalutamidu, po którym PSA od razu spadło.
Czyli późniejsze nieoznaczalne PSA mogło być i od bikalutamidu i od operacji.
Odstawienie bikalutamidu wyjaśniło, niestety, sytuację.

Już byśmy woleli, żeby to był ten nieusunięty, mimo, że nas to wnerwia na maksa. Bo gdyby to nowe rosły w tym tempie, to ich kolejne usuwanie byłoby psu na budę.

Co do rozwiązania problemu to oprócz konsultacji u prof. Demkowa jest jeszcze w planie wizyta u prof. Mileckiego.
Józek "boi się" radioterapii, ja z przerażeniem myślę o kolejnej operacji.


05.01.2018

Czekamy na wyniki tomografii klatki piersiowej, by wyjaśnić, czy te najprawdopodobniej odczynowe węzły we wnęce płuc, są pokłosiem jesiennej infekcji, czy też sprawa jest poważniejsza.

Od dnia badania Józek znów bierze bikalutamid w dawce 150 mg dziennie.
To jest taka specyficzna hormonoterapia, która nie jest kastracją farmakologiczną, jak zastrzyki Eligardu,
Zoladexu, Diphereline czy im podobnych specyfików.
Bikalutamid bowiem nie blokuje wydzielania testosteronu, ale blokuje możliwość absorpcji testosteronu przez komórki nowotworowe.
Bikalutamid podwyższa  poziom testosteronu, czasem znacznie powyżej normy.
Estrogenu zresztą też, stąd częsta ginekomastia.
Ale bikalutamid ma mniej skutków ubocznych dla pacjenta, niż typowa blokada hormonalna,
zatem bywa lekiem z wyboru.
Pytanie  - czy jest równie, na długą metę, skuteczny.

W przypadku wznowy raka prostaty szuka się miejsc przerzutów, by jeszcze je leczyć, np. wyciąć węzły chłonne, albo naświetlić ogniska w kościach. Warunkiem jest, by tych miejsc było nie więcej, niż cztery.
Marzeniem pacjenta jest, by taka terapia całkiem "dobiła gada".
Ostatnie badania sieją wątpliwości.
https://pcnrv.blogspot.com/2017/12/metas...y-for.html
W tym artykule można przeczytać, że nawet jeśli po takim ratującym leczeniu PSA spadnie,
to ten spadek jest zwykle przejściowy. I rada jest taka, by nie rezygnować z leczenia systemowego,
to  znaczy z hormonoterapii.

19.01.2018,

Wczoraj  - w swoje okrągłe urodziny [Obrazek: smile.png] - Józek odebrał wynik tomografii klatki piersiowej, wykonanej w szpitalu pulmunologicznym.
Przypomnę, że bardzo baliśmy się, że te "najprawdopodobniej odczynowe" węzły chłonne we wnęce płucnej,
które wyszły w badaniu PET z choliną, wcale nie muszą być tylko odczynowe.

Ale w wyniku napisano:
"Węzły chłonne śródpiersia i wnęk płucnych niepowiększone".
Czyli powiększone (odczynowe) były po jesiennej infekcji płucnej, teraz jest OK.
Ulga.

Ponieważ ostatnimi laty Józkowi zdarzyły się kilkakrotnie ciężkie infekcje układu oddechowego,
łącznie z późno zdiagnozowanym zapaleniem płuc, w tkance płucnej jest kilka zwłóknień.
Co do dwóch miejsc napisano  - "zwłóknienie lub płytkowa niedodma".
Jednak lekarz, rzuciwszy okiem na wynik tomografu, określił go jako dobry, i wyznaczył wizytę w normalnym trybie  - dopiero w marcu. Józek jest pod opieką pulmonologa po ostatnim, długim bardzo zapaleniu płuc.

Czyli obecnie jest do "załatwienia" ten jeden węzeł w miednicy, który podejrzewamy o produkcję PSA.
W planie jest konsultacja u prof.Demkowa w aspekcie ewentualnej operacji, no i u prof. Mileckiego, radioterapeuty.
Ale to musimy odłożyć na kilka tygodni, bo zrobił nam się pracowo-domowy młyn.
Józek bierze bikalutamid w dawce 150 mg, więc jest zabezpieczony.

31.01.2018

Dziś mąż był ze wynikami ostatnich badań obrazowych w centrum onkologii.
Za tydzień ma być znana data  konsylium z udziałem prof. Mileckiego, w sprawie potraktowania owego trefnego węzła.
Pani doktor opowiada się za radioterapią celowaną, w każdym razie jest zdania, że "trzeba coś z tym zrobić".
Niezależnie od opinii konsylium, chcemy porozmawiać z prof. Demkowem o ewentualnej operacji,
chociaż mąż coraz bardziej skłania się ku owej  stereotaksji.

Od razu po tomografie klatki piersiowej w grudniu mąż zaczął brać bikalutamid w dawce 150mg;
dzisiejsze PSA  - 0,130, startował z poziomu powyżej 4, czyli tempo spadku takie samo, jak poprzednio.
To  dobra wiadomość  -  że nowotwór ciągle jest hormonozależny.

10.02.2018,


Mąż dostał wiadomość, że Konsylium zadecydowało  - radioterapia.
Zdziwiliśmy się, bośmy się  spodziewali rozstrzygnięcia typu "albo operacja albo radioterapia, ze wskazaniem na", a tu nie  - tylko radioterapia.
Radioterapia stereotaktyczna, 3 razy po 24 greye.
Potężna dawka.

Errata: wyjaśnilo się - w sumie 24 greje, 3 razy po 8.

Mąż rozmawiał z lekarzem, dlaczego definitywnie odrzucono możliwość operacji.
Ponoć w konsylium brał też udział urolog-chirurg ze Szwajcarskiej ( u nas mówi się  - od Kwiasa),
i wyjaśnił, że położenie tego trefnego węzła jest tak szczególne,  że mało kto podjąłby się operacji,
a cięcie tego samego miejsca drugi raz, to już w ogóle odpada.
Czyli wniosek taki, że  poprzednio węzła nie udało się wyciąć,  gdyż istniało niebezpieczeństwo uszkodzenia naczyń biodrowych i moczowodu.

Lekarz radioterapeuta jest zdania, że uda mu się dokładnie namierzyć węzeł i naświetlić go z niezbędnym marginesem.
Ale czy przy okazji nie uszkodzi się zdrowych tkanek?

10.02.2018,


Mamy czas do poniedziałku, wtedy ewentualnie zrobiony zostanie "ułożeniowy" tomograf.
A potem jeszcze około dwóch tygodni, bo tyle będzie trwać tzw. planowanie.
Zawsze można zrezygnować z leczenia.

O ile do tej pory ja się bałam jego kolejnej operacji, a on kolejnej radioterapii, o tyle teraz
Józek w zasadzie zaakceptował opcję stereotaksji.
Pomogła mu  rozmowa z Krisem.

22.02.2018,


Mąż podjął męską decyzję i dziś pojechał na pierwsze naświetlanie,  poprzedzone tzw. symulacją.
Wyjaśniło się, że te 24 greye to dawka całkowita, podzielona na 3 sesje,  co kilka dni.
To by się zgadzało  z tym, jak było u Krisa: on dostawał po 7,5 greya 6 razy. A że miał naświetlane dwa węzły,
to każdy z nich dostał prawie tyle samo, jak ten jeden węzeł męża.


Bikalutamid od dziś odstawiony, przy poziomie PSA 0,10.
Czyli wielkie - pewnie ostatnie - "sprawdzam". Na razie bez fanfar.

24.02.2018,


Bohater mówi, że czuje się dobrze, ale on tak zawsze mówi.
Dla niego jedyną groźną chorobą jest katar i gorączka, choćby niewielka, 
a przejmowanie się jakimiś tam nowotworami uważa za rzecz niemęską.

Lekarz został oczywiście zapytany o ocenę skuteczności  terapii.
Odpowiedział jak to lekarz -   że po to leczy, by wyleczyć, a jak będzie, to się zobaczy.
Ponieważ bikalutamid został odstawiony przy PSA dość wysokim, bo 0,10,
gdyby jakimś cudem udało się gada utłuc, wynik byłby widoczny już za kilka tygodni.
Oczywiście, mam na myśli PSA, bo to najczulszy wskaźnik skuteczności leczenia.

Mamy jednakże w pamięci amerykański artykuł o leczeniu oligoprzerzutów,
gdzie wyraźnie napisano, że to jest tylko kupowanie czasu.
Akceptujemy to, i jesteśmy gotowi jeszcze sporo tego czasu kupić.

 18.04.2018

PSA rośnie jak szalone.
Bikalutamid został odstawiony przed naświetlaniami przy poziomie PSA 0,10, po dwóch miesiącach jest 1,52. [Obrazek: sad.png]
Czyli co  - znów kula w płot?
Niech to szlag...

Lekarz mówi, że trzeba jeszcze poczekać, że to może być efekt odstawienia hormonoterapii, że radioterapia działa powoli, i że w razie czego będziemy dalej szukać.
Ano będziemy.


PS. Zauważyłam, że im dłużej bez przerw stosuje się hormonoterapię, choćby w postaci bikalutamidu, tym powrót do wzrostu PSA jest wolniejszy, gdy się te hormony odstawi.
Tak, jakby owo "głodzenie" komórek nowotworowych rzeczywiście je zabijało.

21.05.2018

A u nas masakra!
PSA 4,230!
Czyli SBRT było faktycznie kulą w płot.
Dziś wizyta u radioterapeuty. Mówi, że "widział" ten węzeł, i na pewno go naświetlił.
Wniosek? PSA jest produkowane gdzie indziej.
Gdzie?
Mamy skierowanie na kolejny PET. Znów załatwiamy w Łodzi, bo liczy się czas.
Jesteśmy nastawieni bojowo. Oboje.

22.05.2018,
Tak się zastanawiam, że i matematycznie i medycznie możliwe jest, że "sprawcą" był i węzeł, i coś jeszcze.
Owo "coś jeszcze"  brzmi bardzo nieciekawie.
Osobiście wątpię, czy już będzie widoczne. Ale szukać trzeba.

Po tej SBRT mąż badał PSA co miesiąc, widzieliśmy, jak jest, więc  zaskoczenia  wczoraj nie było.
Ale poczucie masakry owszem.
Mamy obgadany plan działania.  Józek mówi, że lekarz sam z siebie wystąpił z taką samą propozycją.

23.05.2018,
Fosfatazę alkaliczną badamy systematycznie, co najmniej  raz do roku,  ostatni raz przed dwoma tygodniami.
Poziom w normie, 74 przy zakresie 44-140. Co ważne  - niezmienny od kilku lat.

Trudno już znaleźć laboratorium,  które bada fosfatazę kwaśną, bo to przestarzały marker.
Nam się kiedyś, kilka lat temu, udało  - poziom w normie.

CTC powie co najwyżej, że  JEST nowotwór.
Nie powie, gdzie.
A że jest, to raczej wiemy,niestety.

Z PET-em są komplikacje, bo w Łodzi czeka się 5-6 tygodni, tak samo w Opolu.
Staramy się o Kraków, tam ma być szybciej.
Kompletuję dokumentację.

09.06.2018,
W poniedziałek PET z choliną w Krakowie.
Zatem dziś, w sobotę, badanie PSA.
6,50!
Skąd?
Nic już  nie wiem, nic nie rozumiem, mam dość.

12.06.2018,
Jest racja w  twierdzeniu, że z problemem należy się przespać, a dopiero potem reagować.
Niemniej ciągle mnie wnerwia, że nie mogę zrozumieć, o co chodzi z tym nowotworem Józka.
Szybkość  podwajania PSA wskazuje na jego dużą, bardzo dużą agresywność, a on od 10 lat jest
praktycznie  niewidoczny w badaniach obrazowych, nie daje objawów klinicznych.
No to jaki on jest?
A ten podejrzany węzeł to jest w końcu zajęty, czy nie?
Mamy nadzieję, że  wczorajszy PET przynajmniej na to pytanie odpowie.

Z Krakowa wróciliśmy dziś o świcie.
Badanie PET-CT odbyło się sprawnie, bez opóźnień, zostało nam sporo czasu na romantyczny spacer
po Starym Rynku. Czyli logistycznie niby wszystko zagrało. Ale te koleje państwowe...
Umęczyliśmy się.
Chyba wyrośliśmy już z taktoto, taktoto, taktoto.

28.06.2018,
O kant roztłuc te badania obrazowe, a już ich opisy to na pewno!

Właśnie dostaliśmy wynik.
Tylko badanie statyczne  - "Akwizycję wykonano 56 minut od podania radioznacznika".

"Niecharakterystyczny wzrost aktywności znacznika w węzłach chłonnych wnęk obu płuc, z dominacją strony prawej  - SUV max. 4,7  -  do oceny klinicznej, porównania z wykonanymi badaniami radiologicznymi".

 Tę węzły były już podejrzane  przy poprzednim badaniu, ale tylko z prawej strony, i tomograf w szpitalu pulmunologicznym wyjaśnił, że to tylko odczyn.

Ale tu jest ciekawie, na to czekaliśmy:
"Patologiczny metabolizm znacznika w węzłach chłonnych biodrowych wspólnych po stronie lewej, wlk do ok 10x8 mm - SUV max. 6.8. Obraz budzi podejrzenie przerzutów".


I teraz pytanie, czy to ciągle chodzi  o ten sam węzeł, ostatnio położony "bocznie  od lewych naczyń biodrowych zewnętrznych, 13X10 mmm, SUV 4,4"?

Raczej nie, ale to już radiolog nam pomoże ocenić.

Józkowy lekarz na urlopie, wraca za tydzień, My też wyjeżdżamy na wakacje, podczas których zastanowimy się nad dalszymi działaniami.

30.06.2018,
My już na wakacjach - w pięknych Górach Izerskich,  gdzieśmy się  przed wieloma laty poznali.
 
Teraz układamy plan leczenia, najpierw niezbędnych konsultacji.
Jeśli to faktycznie chodzi o węzły chłonne  tzw. wspólne,  to znaczy, że tamten węzeł biodrowy zewnętrzny pod działaniem stereotaksji jednak padł. A ponieważ stereotaksja działa tylko na konkretny obszar, niewykluczone, że to nowe pole przerzutu można też naświetlić. Oczywiście, wszystko przy założeniu, że te węzły we wnękach płucnych są tylko odczynowe, ale wszystko na to wskazuje. PSA rośnie, ale już w nie tak szaleńczym tempie, jak wiosną.
Wczorajszy wynik  - 7,36. Jakby co, w rezerwie  ciągle mamy bikalutamid.

Jak dotąd, plany podjęte w Górach Izerskich udawało nam się zrealizować.
Może i tym razem się uda.

03.07.2018,

Po powrocie Józek od razu pojedzie do swego lekarza.
Układamy listę pytań.
Podstawowe:
- Czy faktycznie ten trefny węzeł biodrowy zewnętrzny został zniszczony?
- W jakiej odległości od tamtych są  podejrzane obecnie węzły przy naczyniach biodrowych wspólnych?
- Czy mogą być one odpowiedzialne za wzrost PSA?
I najważniejsze:
- Czy da się je naświetlić?

18.07.2018,

Pan doktor orzekł, że dla przypadku Józka zostanie powołane konsylium.
Odbyło się we wtorek, czyli wczoraj.
Dziś  zadzwoniono z WCO, że w kolejny wtorek odbędzie się kolejne konsylium, tym razem z udziałem chirurga.
(Z tego wniosek, że chirurga wczoraj na konsylium nie było).

Pani nie umiała odpowiedzieć, o co chodzi.
Czy wczoraj nie został spełniony wymóg formalny, czyli obecność i radioterapeuty i chirurga-urologa, by wybrać odpowiednią ścieżkę leczenia?
Czy od razu wykluczono kolejną radioterapię?

Lekarz prowadzący  był nieosiągalny. Wizyta u niego pojutrze, wtedy pewnie dowiemy się, w czym rzecz,

Domowe konsylium w składzie Dunol i Dunolka zadecydowało, że od piątku pacjent wraca do bikalutamidu
w dawce 150 mg, i spokojnie szuka innych możliwości walki z nowotworem.
Na razie pacjent chodzi o kulach ("załapał zdrówka" w górach) i przekonuje się, że cierpienie fizyczne jest o wiele gorsze, niż wszelkie lęki i rozkminy psychiczne.

20.07.2018,
Konsylium  - przynajmniej u nas  - to tylko specjaliści i dokumentacja.
Bez udziału pacjenta.
Pacjent dostaje albo decyzję o jedynej możliwej terapii,  albo tej najlepszej  w jego przypadku, albo dostaje wybór.
Skorzysta albo nie.
Nasz lekarz radioterapeuta określił józkowe konsylium jako potrzebną mu burzę mózgów.
"Chciałbym panu pomóc, a nie zaszkodzić".

Wtorkowe konsylium odbyło się zgodnie z przepisami, to znaczy był w składzie i radioterapeuta i lekarz urolog.
Ustalono, że powtórna radioterapia możliwa byłaby tylko w obniżonej, "paliatywnej" dawce.
Przypuszczam, że to  dlatego, iż chodzi o okolicę w bezpośredniej bliskości obszaru przedtem naświetlanego.
No i podobno nie udałoby się naświetlić wszystkich podejrzanych węzłów.
Nie wiem, dlaczego.

Zatem może chirurgia?
W przyszłym tygodniu odbędzie się kolejne konsylium, tym razem z udziałem chirurga z naszego Centrum.
Może chodzi o jego opinię, a może zostanie zapytany, czy by się tego podjął?
Poczekamy, zobaczymy.

Aha, lekarz polecił wstrzymać się z bikalutamidem, aż do decyzji tego chirurga.
Pacjent się wstrzyma.

27.07.2018,
  E, tam.
Aż się pisać nie chce.
Konsylium zdecydowało  - hormonoterapia.
Resztę wyjaśni we  wtorek lekarz prowadzący.

Zanim zaakceptujemy decyzję, poradzimy się doktora Sosnowskiego.
Jedziemy do Warszawy w poniedziałek.

31.07.2018,
Jesteśmy po wizycie u doktora Sosnowskiego.

Doktor zapoznał się z "krótką historią czasu", czyli zamieszczonym na dwu stroniczkach opisem  etapów  leczenia,
pewnie doszedł do wniosku, że ma do czynienia z tzw. świadomym pacjentem
i nie owijał w bawełnę.

Interwencja chirurgiczna jest możliwa tylko teoretycznie.
Obszar ewentualnej operacji leży bardzo blisko obszaru już wcześniej operowanego i naświetlanego,
zatem ryzyko poważnych skutków ubocznych jest ogromne.
On w każdym razie się takiej operacji nie podejmie.

Jeśli pacjent jest skłonny  do eksperymentów, da namiary na lekarza radioterapeutę w Gliwicach,
też skłonnego do rozsądnych eksperymentów.

Ważna porada: jeśli by wchodziło w grę naświetlanie, przedtem konieczny jest PET PSMA, a jeszcze przedtem scyntygrafia.
Dał swoje namiary w warszawskim CO, polecił zarejestrować się  u niego, wtedy da skierowanie "na Fundusz".
(Niestety, na taki PET PSMA dość długo się czeka, więc musimy poszukać innej drogi).

Dał też namiary na onkologa-pasjonata z Poznania, z wiedzą na temat badań klinicznych.

A tak w ogóle hormonoterapia to też jest dobre wyjście.

W najbliższy piątek zasięgniemy opinii doktora Siekiery, aby zasada trzech niezależnych specjalistów z górnej półki była do końca zachowana.


PS. Doktor Sosnowski serdecznie pozdrawia uczestników spotkania w Starych Jabłonkach!
Ponieważ na naszym forum jest praktycznie cały staro-jabłonkowy zespól,
to kochani  - czujcie się pozdrowieni!


06.08.2018,

Relacja Józka z wizyty u doktora Siekiery.

Zaraz na początku dałem mu wydrukowaną, zredagowaną w skondensowanej formie, historię mojej walki z [i]carcinoma prostatae (CP). Gdy doczytał do końca,  powiedziałem, że celem mojej wizyty jest uzyskanie jego opinii odnośnie  możliwości dalszego postępowania z tym moim CP: [/i]
- czy pozostała mi tylko hormonoterapia,
- czy może jednak widziałby możliwość jeszcze jednej operacji (i radykalnego usunięcia zaraczonego węzła przy naczyniach biodrowych lewych wspólnych).

Pierwsza jego reakcja: W tej sytuacji czeka pana hormonoterapia, zastrzyk raz na kwartał etc…
Ja mu na to: A czy mógłby być bikalutamid?
- Jak najbardziej, skoro pan dobrze na niego reagował.
No i nie ma przykrych skutków ubocznych, jak przy klasycznej hormonoterapii.

- Ale …- jakby zawahał się - to tylko jeden węzeł, gdyby go usunąć …

Ja: A czy nie jest przeszkodą to, że już była w tym miejscu jedna operacja, i stereotaksja?
- Trzeba by zrobić MR, i zobaczyć jaka jest sytuacja.
Ja: A nie PET?
Wymienił jakieś przewagi MR nad PET, i dodał:
- A poza tym MR jest znacznie tańszy.

Podsumowując, powiedział że są dwie możliwości:
● hormonoterapia (może być bikalutamid),
● operacja (lub „gliwicka” radioterapia), o ile z MR będzie wynikała taka możliwość.
Wybór należy do pana, gdy zrobi pan MR, zapraszam ponownie.
 
W międzyczasie  - spoglądając na duże PSA (>7) -  powiedział, że przy takiej wartości PSA, PET też by dobrze wyszedł !
Poza tym wyraził niezadowolenie z faktu, że badania miałem robione w różnych ośrodkach:
- Powinien pan być przypisany do JEDNEGO  ośrodka onkologicznego, a mamy ich w Polsce cztery: W-wa, Bydgoszcz, Gliwice i Kielce [i].[/i]

Pojutrze mamy rezonans, w przyszłym tygodniu konsultację w Gliwicach, a pod koniec sierpnia ponowna wizyta u doktora Siekiery.


07.08.2018,

Pozostało nam  - kupować losy.
To a propos znanej anegdoty, jak pewien człowiek bardzo chciał wygrać fortunę na loterii
i codziennie modlił się gorąco w tej intencji.
Ale nie wygrywał.
No to zaczął się jeszcze gorliwiej modlić, aż Pan Bóg nie wytrzymał, wyjrzał zza chmur , i tak do niego mówi:
- Człowieku, ty mi daj szansę! Ty kup los!

No to kupujemy  - jeden, drugi, trzeci. Ten ostatni jest drogi bardzo, 6,5 tys. PLN.
Ale kto nie gra, ten nie wygrywa.

PS. Ciężko jest.

08.08.2018,
(08.08.2018, 04:38:56)Edward napisał(a): napisał(a):Jakie są przeciwwskazania do usunięcia trefnego węzła chłonnego, skoro RP dotyczyła prostaty, więc blisko niego, ale nie dokładnie w tym samym miejscu? Jestem zwolennikiem usuwania wszystkiego, co jest zaraczone, dlatego to pytanie.

Pisząc o obszarze "poprzednio zoperowanym" mam na myśli nie   prostatektomię, ale  limfadenektomię, którą Józek przeszedł w 2015 roku.
Przypomnę, że wtedy podejrzany był jeden węzeł chłonny przy naczyniach biodrowych lewych. Wycięto mu  7 węzłów chłonnych tej okolicy, które okazały się tylko odczynowe, po czym PSA rosło sobie dalej.

Późniejsze badania obrazowe wykazały, że ciągle jest tam  jeden "metabolicznie czynny" węzeł chłonny.
Został on naświetlony stereotaksją w lutym tego roku, w ostatnim badaniu PET już go nie widać, a PSA rośnie sobie dalej. Za to widać kolejny węzeł (węzły?) przy naczyniach biodrowych wspólnych.
Jutrzejsze badanie PET PSMA/MR ma m.in. pokazać sytuację "przestrzenną" tej okolicy.

Jakie jest przeciwwskazanie do usunięcia trefnego węzła?
Wyjaśnił nam to dokładnie doktor Sosnowski, powtórzył przy tym argumenty naszego urologa z Poznania, który przed  7 laty odradzał zabiegi na węzłach, jako zbyt ryzykowne.

Na czym polega ryzyko?
Te węzły znajdują się przy ważnych naczyniach krwionośnych. Zawsze istnieje ryzyko ich uszkodzenia, z fatalnymi konsekwencjami ("martwica" nogi, odpukać).
Łatwiej się operuje, gdy wchodzi się tam pierwszy raz, na czysto, na nieuszkodzone tkanki, ale tu jest inna sytuacja.

Cały "rejon" już raz dostał trochę promieniowania podczas radioterapii ratującej.
W lutym potężną dawkę promieniowania dostała okolica przy naczyniach biodrowych lewych, która przedtem była operowana.
Czyli mogą tam być zbliznowacenia, tkanki mogą być "kruche" po promieniach.

Węzły przy naczyniach biodrowych wspólnych znajdują się wprawdzie w pewnej odległości od tych biodrowych lewych, ale jest to odległość bardzo mała, doktor Sosnowski pokazał nam to na palcach, oceniłam to na  jakiś centymetr, półtora.

Z relacji Józka zrozumiałam, że doktor Siekiera chce zobaczyć, jak to "wygląda", czy te zbliznowacenia  sięgają interesującego nas obszaru. Stan tkanek miękkich obrazuje najlepiej rezonans magnetyczny, dlatego go zlecił.

Dlaczego zdecydowaliśmy się też na PET PSMA?
System chłonny to są naczynia połączone. Gdy nowotwór jest w jednym miejscu, bardzo prawdopodobne,
że mości się już i w innych miejscach. Tego doktor Sosnowski już nie musiał nam mówić, wystarczyło, że wymownie popatrzał, zrozumieliśmy.
Wtedy wszelka miejscowa walka traci sens.

Ale jest pewne prawdopodobieństwo, że to tylko to jedno miejsce.
Dlatego robimy ten PET, aby doktor Siekiera miał możliwie pełną informację, na podstawie której podejmie decyzję.
Wtedy mu zaufamy. Komuś trzeba zaufać.

PS 1. PSA rośnie jak szalone. Wczorajszy wynik "wbił nas w glebę", jak to obrazowo określa Kris.
Nie mam siły o tym pisać.
PS 2. Mimo wszystko zachowujemy spokój. Pomaga nam świadomość, że nowotwór jest ciągle mocno hormonozależny, czyli bikalutamid będzie jeszcze długo działał, a potem są inne leki.
Robimy swoje, "kupujemy los" na tej bynajmniej nierozrywkowej loterii.


09/08/2018
No, ten ostatni, wczorajszy los sporo nas kosztował.

Ponieważ badania wyznaczono na 8 rano, do Bydgoszczy pojechaliśmy pociągiem, zamiast  autem,  jako że Józek nie był chętny jechać  w środku nocy, w dodatku na czczo.

Przygody zaczęły się już w Poznaniu.
Naszemu pięknemu pociągowi popsuła się lokomotywa.
Minuty mijają, a tam znacznik czeka.
Zdążyliśmy dosłownie na ostatnią minutę.

Przed Bydgoszczą sprawdzamy kompletność dokumentacji  - brak wyniku kreatyniny.
- Przecież drukowałem!
Bez tego badania rezonansu nie zrobią.
Ale od czego internet, smartfony i "profesjonalna" córka.
Wynik, ściągnięty ze strony laboratorium, pojawił się na komórce Józka dosłownie na ostatnią minutę.

Badanie trwało 4 godziny.
Potem w planie był smaczny obiad, kawa i spokojny powrót do domu.
Ale po tym badaniu Józek wyszedł blady, drżący, z mdłościami i fatalnym samopoczuciem.
Być może to od tego nieznośnego hałasu, który generuje rezonans; Józek jest nadwrażliwy na dźwięki.
Gdybyśmy byli autem, nie byłby w stanie prowadzić.
Coś podobnego zdarzyło  mu się pierwszy raz.
Ostrożnie wypił filiżankę kawy i zdecydował, że da radę jechać pociągiem.

Szybko byliśmy w domu, położył się i spał do rana, z krótką wieczorną przerwą na lekki posiłek
i BIKALUTAMID.
 Tak, wracamy do rzeczywistości.
Obudził się zdrowy, w dobrym humorze, pojechał do pracy.
Odpowiedz
#2
14.08.2018,

Dziś mija 10 lat od momentu diagnozy.
Pamiętam to uczucie usuwania się ziemi spod nóg, po tym, jak przeczytałam wynik biopsji.

Nowotwór Józka jest szczególny  - taki "wszystko na odwrót", wbrew regułom.
Miał być rakiem niskiego ryzyka  - nie był.
Powinien był zostać pokonany w kolejnych, czterech rodzajach terapii radykalnej -  nie został.

Ale z drugiej strony, minęło 10 lat, a on w żaden sposób nie daje o sobie znać (odpukać);
nawet nie wiadomo, czy w badaniach obrazowych go widać, czy nie.

Zgodziliśmy się, że wytrzymamy z nim - na obecnych warunkach!  - kolejne 10 lat.

19.08.2018,

Mamy wynik rezonansu, zrobionego  w Poznaniu kilka dni przed PET-em.

Po stronie lewej do tyłu od naczyń biodrowych widoczne są trzy węzły chłonne
(w osi krótkiej) 12mm, 7mm,9 mm, z cechami restrykcji dyfuzji na mapie ADC.
W badaniu poprzednim (8/11/17) widoczny był jedynie jeden węzeł chłonny,
pozostałe dwa, położone nieco wyżej, nie były widoczne.
Węzły mogą odpowiadać węzłom przerzutowym.

Przypuszczam, że ten "jeden" to pierwszy z wymienionych trzech węzłów.
W poprzednim badaniu miał wymiary 12x18mm.
I teraz nie wiemy, czy owo 12 mmm to jest to samo 12 mm, co przedtem, czy 18 zmieniło się na 12.
Zresztą, czy to ma znaczenie?

20.08.2018,

Przyszedł wynik PET PSMA/RM.
(Jest to w tej chwili  najczulsze badanie, z dostępnych w Polsce; niestety, nierefundowane).

Za zgodą zainteresowanego otworzyłam, przeczytałam.

Jama brzuszna i miednica:
Węzły chłonne (6) biodrowe wspólne lewe i biodrowe wewnętrzne lewe, w okolicy rozwidlenia tętnicy biodrowej wspólnej lewej, do 11mm, z cechami restrykcji dyfuzji, SUV do 11,2.
Wnioski:
Obraz badania PSMA PET/MR odpowiada przerzutom procesu rozrostowego charakterze złośliwym z nadekspresją PSMA (rak prostaty) do ww. węzłów chłonnych miednicy.

Reszta whole body (całego ciała) OK.
Czyli w zasadzie wynik zgodny z "poznańskim" MR.


I teraz pytanie
- czy chirurg jest w stanie to wyciąć,
- lub czy radioterapeuta jest w stanie to naświetlić,
nie czyniąc pacjentowi szkody większej, niż choroba?

31.08.2018,

Józek wysłał z Bydgoszczy sms: operacja w październiku.
Resztę opowie, gdy wróci.


01.09.2018,

Mowa doktora Siekiery była krótka i konkretna:
- To można i trzeba zoperować.
Po to mamy nowoczesne techniki obrazowania i operowania, by takie rzeczy robić.
Takie operacje zwykle robi się laparoskopowo, ale w pana przypadku operacja będzie otwarta,
ze względu na "zaszłości".

Doktor odpowiedział też po kolei na wszystkie pytania z listy, które przygotowaliśmy.

Czyli  - summa summarum  - do trzech razy sztuka!

01.09.2018,

Wiadomość jest dobra, bo operacja daje szansę.
Zdajemy sobie sprawę, że tylko  szansę.
Ale gdy się "nie kupi losu", to się na pewno nie wygra.

Operacje  oligoprzerzutów w węzłach chłonnych nie są jeszcze standardem.
Znane mi przypadki nie są zachęcające  - Kris, Józek, znajomy znajomych z Poznania, mąż Kryni ze starego forum.
"U Amerykanów" czytam, że w większości przypadków usunięcie zajętych węzłów skutkuje obniżeniem PSA, ale w większości przypadków  - przejściowym.
Niemniej uważamy, że warto.

Od dnia badania PET Józek bierze bikalutamid 150 mg.
Po 20 dniach PSA spadło z 12,44 do 1,25.


02.10.2018,

Jutro Józek jedzie do szpitala do Bydgoszczy na jakieś wstępne badania.
Przypuszczam, że chodzi o ocenę stanu pacjenta, wypytanie  o współistniejące choroby, o brane leki,
o tzw. wywiad anestezjologiczny.

Termin operacji to 25 października, tzn. wtedy ma się zgłosić na oddział.
Od następnego dnia mam już załatwiony hotel w pobliżu szpitala.
No i Danusia z Włodkiem obiecali, że w razie czego będą nas wspierać. [Obrazek: smile.png] 
"Pamiętaj, nie jesteś sam".

Jakie nastroje u Dunoli?
Całkowicie zgadzamy się z lekarzem, że "tę operację można i trzeba zrobić", więc robimy.
Rezultat jest niewiadomą.
Jeśli nawet nie "wyleczy"  a tylko "przedłuży", to też będzie sukces.

17.10.2018,

PSA po ponad dwóch miesiącach na bikalutamidzie  - 0,084.
Przypomnę, że tym razem punkt wyjścia to był poziom ponad 12.
Przynajmniej  jedna dobra wiadomość, że nowotwór ciągle hormonowrażliwy.

25.10.2018,

Józek już w szpitalu, ale są pewne komplikacje, nie wiadomo, czy pacjent jutro nie ucieknie spod sali operacyjnej

(co popieram).

26.10.2018,

Operacja około 11.

(Zamieszanie wzięło się z tego, że nie było pewności, kto będzie operował.
Józek był gotów zrezygnować z operacji, gdyby nie było przy nim doktora Siekiery. Ale będzie).



26.10.2018,
[i]
Jędrek napisał:
[/i]

  Wiadomość od Joli

Józek czuje się dobrze.
Operacja trwała trzy godziny.
Usunięto siedem węzłów w tym także niepewne.
Jola siedzi przy Józku i go wspomaga.

ps
Józek rwał się do telefonu by pogadać.
Kciuki trzymamy dalej.

28.10.2018,

Przed dwoma godzinami wróciłam do domu, i  - zgodnie z obietnicą  - piszę krótkie sprawozdanie z operacji Józka.
Myślę, że to ważne,  przede wszystkim dlatego, że on przeciera szlak w zakresie radykalnego leczenia przerzutowego
(do węzłów chłonnych) raka prostaty.
Wszyscy życzymy mu sukcesu nie tylko z powodu sympatii do jego osoby, ale również dlatego, by "przetarł szlak"  dla innych.

Rano przed operacją, przy obchodzie, Józek rozmawiał z doktorem Siekierą.
Dowiedział się, że na pewno będzie on w zespole operującym (co było dla Józka "być albo nie być"),
i że jego przypadek dyskutowany był przez 20 minut przez  zespół.
Operuje "zespół", stąd również nazwisko młodego-zdolnego jako operatora, i stąd zdanie doktora Siekiery "umiemy to robić".
"Umiemy", nie -  "umiem".

Operacja trwała ponad trzy godziny, po obudzeniu się Józek usłyszał, że "usunięto 7 węzłów, wyglądały na podejrzane".
Przed trzema laty, po pierwszej operacji "na węzłach", słowa lekarza brzmiały podobnie, ale jakże różnie:
"Usunięto 7 węzłów, wyglądały na zdrowe". I były zdrowe.
Z tego wniosek, że zaraczone węzły od razu inaczej wyglądają.
Tej obecnej siódemce życzymy jak najgorzej (tzn. żeby były chore).

Niepokoiliśmy się, czy nie będzie  komplikacji chirurgicznych, poważnych uszkodzeń, którymi straszy literatura medyczna,
i o których wspominali lekarze, z którymi przedtem dyskutowaliśmy problem. No bo obszar operacyjny był napromieniowany, i był już raz operowany.
Na szczęście obyło się bez powikłań.

Lekarz dyżurny, u którego dowiadywałam się o stan pacjenta, powiedział, że usunięto wszystkie węzły, widoczne w badaniach obrazowych jako zaraczone.

Józek szybko wraca do formy, najprawdopodobniej jutro córka przywiezie go do domu.

Teraz czekamy na wynik histopatologii. Za sukces będziemy uważać, gdy w tych węzłach znajdą nowotwór, bo to będzie znaczyć, że go usunięto.
Zdajemy sobie sprawę, że sukces może być połowiczny, że gdzieś tam ciągle mogą być mini ogniska raka, na razie niewidoczne, ale usuwając obecną "główną masę guza", kupujemy czas. A o to wszak chodzi.

Bikalutamid dalej Józek ma brać.

29.10.2018,

Doktor przy obchodzie powiedział, że jutro będzie USG, a do domu  - w środę.
A pacjent już się cieszył...
Trudno. Trzeba wytrzymać.

29.10.2018,

Dren i cewnik zdjęto już w sobotę. Nie było problemów.

Konieczność USG wzięła się stąd, że doktor Siekiera podczas operacji zauważył "coś" w pęcherzu, i chce to sprawdzić.

Cytat: napisał(a):  Ciekaw jestem, kto był tym młodym zdolnym operatorem w zespole dr. S

Bez oporów napiszę, że chodzi o doktora Wiśniewskiego.
Prawdziwy Mistrz to jest taki, który wychowuje zespół  na mistrzów.
Dlatego z nazwiskiem Siekiera kojarzą się i inne nazwiska z jego zespołu - doktor Kamecki, doktor Kraśnicki,
teraz doktor Wiśniewski.
Pewnie każdy, operowany przez doktora Siekierę, ma w dokumentacji również nazwisko swojego "młodego zdolnego".


30.10.2018,

  Do USG pacjent robił trzy podejścia!
Ale w końcu się udało.
Przebadany na wszystkie strony  - nic podejrzanego nie znaleziono. [Obrazek: smile.png]
Czyli jutro do domu

31.10.2018,

Józek już w domu, wygląda i czuje się dobrze, (wielka) rana praktycznie zagojona ("jak na psie"),.
Wrócili późno, a recepta na medykamenty długa.

Okazuje się, że Józek  jeszcze przez miesiąc ma brać zastrzyki przeciwzakrzepowe!
Szczęśliwie jedna z zaprzyjaźnionych sąsiadek jest emerytowaną pielęgniarką, bo mielibyśmy kłopot.
Pani w aptece zasugerowała, by pacjent  te zastrzyki aplikował sobie sam.
Pacjent nie ma nic na przeciw, to tylko mnie na samą myśl o tym robi się słabo.

Teraz tylko pełne napięcia oczekiwanie na wynik histopatologii.



01.11.2018,

Zatrzymam się na problemie podawania środków przeciwzakrzepowych po operacji.
To chyba nowy standard.
Wszyscy współ-pacjenci męża w CO mieli podawane te zastrzyki, niezależnie od rodzaju operacji.
Wiem o co najmniej jednym pacjencie po prostatektomii (też stamtąd), który również brał to po powrocie do domu.
Czyli nowy standard?
Czy to casus pana Kulczyka zadziałał?
Jak jest w innych ośrodkach?


03.11.2018,

Pielęgniarka  w przychodni - taka stażystka 50+ - nauczyła Józka robić sobie zastrzyki, jakoś sobie pewnie radzi, nie pytam, bo ja z tych, co słabną od wyobraźni.
(Z drugiej strony, znając siebie, wiem, że gdybym naprawdę, ale to naprawdę musiała, to j ja bym dała radę).

Czy liczymy na cud? Owszem, gdzieś tam tli się promyk nadziei, że właśnie Józek znajdzie się w tym niewielkim procencie pacjentów, których ratująca limfadenektomia radykalnie wyleczyła.
Ale -  jak pisałam, opierając się na statystykach zachodnich - za sukces uznamy, gdy zabieg obniży PSA, choćby nietrwale, bo to będzie oznaczało, że  kupiliśmy  czas.

07.11.2018,


Józek był dziś na zdjęciu szwów u lokalnego chirurga, rana w zasadzie wygojona, wszystko OK.

Lokalny chirurg, po lekturze wypisu ze szpitala i obejrzeniu pacjenta, kilkakrotnie podkreślił, że "chyli czoła" przed odwagą
i profesjonalizmem zespołu z CO Bydgoszcz, który się tej operacji podjął i ją wykonał.
Chodziło mu o to ryzyko, o którym mówili lekarze z Poznania, Warszawy i Gliwic, z którymi konsultowaliśmy sprawę dalszego leczenia.
Usytuowanie tych węzłów było takie, że istniało wysokie prawdopodobieństwo uszkodzenia ważnych organów.
Wolę nie pisać, czym to groziło.

My "schylimy czoła"  jeszcze niżej po wyniku histopatologii, gdy okaże się, że naprawdę wycięto paskuda.

07.11.2018,


Kiedy wynik histo? Mamy dzwonić. Gdy już  będzie wynik, przyjechać na kontrolę do poradni przyszpitalnej.
Czyli musimy i tak poczekać, aż pacjent będzie w stanie pojechać do Bydgoszczy.
Na razie zbyt szybko się męczy, bierze jeszcze antybiotyk.



23:49:44


Człowiek wszystko może, jeśli musi: dziś to ja dałam zastrzyk z heparyny Józkowi.
Przeżyłam.
Pacjent też.

We wtorek wyjazd do Bydgoszczy, do kontroli i po wynik histopatologii.

19.11.2018,


Z kontrolną wizytą w bydgoskim CO to jest tak, że można się zarejestrować telefonicznie, ale terminy są kilkutygodniowe.
Pani w rejestracji powiedziała jednak, że "pacjent po operacji po prostu przyjeżdża rano, rejestruje się, i na pewno będzie przyjęty".
Zatem jutro jedziemy.

Jakie nastroje? Niespecjalne.
Przedtem był czas działania, jakiejś aktywności, nawet oczekiwanie na operację było aktywne, w jakimś sensie optymistyczne.
Teraz jest bierne czekanie na wyniki.

Zastanawiamy się, co nam powie histopatologia.
Nawet, gdyby okazało się, że faktycznie wycięto kawałek zaraczonej tkanki, to i tak ważniejsze jest, czy i ile zostało.
A tego na razie nie będziemy wiedzieć.
Pacjent jest na bikalutamidzie.
Nie wiemy, co doradzi doktor, ale sam pacjent boi się odstawić bikalutamid, i na razie raczej go nie odstawi.

W tym wszystkim dobre jest przynajmniej to, że Józek dobrze zniósł operację, nie ma powikłań, szybko wrócił do sił.
Od kilku dni już jeździ do pracy. Twardy zawodnik.

20.11.2018,

Wyjechaliśmy do Bydgoszczy nocą, i wróciliśmy nocą.
Zarejestrowano pacjenta bez problemów, ale był dopiero 18. w kolejce, zatem dość długo czekaliśmy pod gabinetem.

Bardzo sympatyczny i kontaktowy doktor Kamecki wydał nam wynik histopatologii pooperacyjnej, z którego wynika, że w trzech węzłach chłonnych znaleziono przerzut. Doktor  dość szybko się zorientował, że my "wszystko wiemy", zatem nie musi nam  oczywistych rzeczy tłumaczyć. Nam się bardzo śpieszyło na pociąg (i tak nam uciekł), więc zadaliśmy tylko kilka podstawowych pytań.

1. Tak, pacjent może pozostawać pod opieką tego lekarza, w tej poliklinice, na NFZ, albo, jak dotychczas, doktora Siekiery; wybór należy do pacjenta.
Pacjent się zastanowi.

2. Doktor spytał, czy zdajemy sobie sprawę, że niekoniecznie cały nowotwór został usunięty. Fakt zajęcia
aż trzech węzłów  świadczy o tym, że mogą być już mini przerzuty do innych węzłów, na razie niewidoczne w badaniach obrazowych..
Zdajemy sobie sprawę.

3. Na razie trzeba dalej brać bikalutamid.
Pacjent bierze i zamierza brać minimum rok.

A teraz przepiszę wynik histo;

Rozpoznanie kliniczne: C78.6 - wtórny nowotwór złośliwy otrzewnej i przestrzeni zaotrzewnowej.
Rodzaj materiału: tkanka.
Miejsce pobrania:
I   Węzły biodrowe lewe wewnętrzne,
II  Węzły biodrowe wspólne lewe,
III Węzły okołoaortalne lewe.

Rozpoznanie:
I  - Lymphonodulitis reactiva sine metastasibus.
Zbadano 4 węzły chłonne.
II  - Metastases adenocarcinomatosae ad lymphonodos.
W 3 na 5 zbadanych węzłach chłonnych obecne są, ograniczone do węzłów, przerzuty raka.
III  - Lymphonodulitis reactiva sine metastasibus.
Zbadano 7 węzłów chłonnych.

I teraz pytanie za sto punktów: ile w sumie węzłów wycięto pacjentowi?




21.11.2018,


Armands napisał(a): napisał(a):Tak mi przyszło do głowy, że przy tak rozległej limfadenektomii warto zrobić USG, aby sprawdzić zachowanie chłonki. Oby lekarz tego nie przegapił.

USG było oczywiście zrobione, ostatniego dnia pobytu w szpitalu.
Ponoć wszystko OK, żadnych limfoceli.
Ale obserwujemy pacjenta.
 W pierwszych dniach po operacji wydawało mi się, że jedna noga w kostce jest nieco spuchnięta.
Pomagał delikatny masaż.



Cytat: napisał(a):   Moja odpowiedź to 16 węzłów... i jestem bardzo zaskoczony tą ilością.

Mnie też wychodzi 16, w którą stronę bym nie liczyła.
Ale w badaniu PET było widocznych tylko siedem węzłów, w dodatku Józek jest pewien, że po operacji usłyszał,
że "usunięto 7 węzłów i że były podejrzane". Mnie lekarz dyżurny powiedział, że "usunięto te wszystkie węzły, które były widoczne w badaniach obrazowych".
 Z drugiej strony Józek pamięta, że doktor Siekiera na wizycie mówił, że podczas operacji zastosują metodę
"co na drodze to nieprzyjaciel".
Ale że tych węzłów było tam aż tyle!

Wyobrażam to sobie tak, że operator usuwa po prostu  tkankę z danej okolicy, a dopiero histopatolog pod mikroskopem
zauważy w niej węzły.
Chyba że są wielkie, chore, zaraczone  - te od razu widać.
Przypomnę, że po poprzedniej limfadenektomii lekarz od razu powiedział, że węzły na oko były ok, czyli nie były "podejrzane".

10.01.2019,

Czas leci, mąż czuje się dobrze, ale o operacji przypomina mu obrzęk limfatyczny lewej stopy, czyli tej, po której stronie były usunięte węzły chłonne.
"Narodziła się u nas nowa tradycja", codziennie wieczorem robię mu tzw. drenaż limfatyczny, czyli dość intensywnie masuję mu tę stopę, aż jej rozmiary są (prawie) takie same, jak  stopy prawej . Trwa to kilka minut.
Po poprzedniej limfadenektomii też ponoć było podobnie, choć nie aż tak.  Samo przeszło.
Może i teraz się uda. A jak nie, to trudno, będziemy masować.

U lekarza mąż jeszcze nie był, PSA nie badał, bierze bikalutamid 150 mg.



24.01.2019,



Ten Nowy Rok chyba uwziął się na nas.

Józkowi nagle pogorszyła się sprawność prawej dłoni, myśleliśmy, że to parkinson daje  ostro o sobie znać.
Józek poszedł do lekarza po mocniejsze leki, dotychczas bowiem nieźle funkcjonował na skromnej dawce lewodopy.
A tu pani doktor mówi, że to nie parkinson, tylko uszkodzenie nerwów obwodowych, że potrzebna szybka diagnoza i leczenie, dała skierowanie do szpitala z dopiskiem "pilne".
Pojechał, śle sms-y, że go badają, czeka na tomograf. Na oddziale wolałby nie zostawać, zresztą i tak nie ma miejsca.
Ech...

25.01.2019,

Mąż spędził na izbie przyjęć praktycznie cały dzień, znów ma skierowanie do szpitala z adnotacją PILNE.
Ale w szpitalu nie ma miejsc.
W diagnozie napisano: opadanie nadgarstka.
Tomograf niczego złego nie wykazał, tzn. w głowie nic podejrzanego, w kręgosłupie szyjnym brak dyskopatii.
Potrzebne jest  EMG i rezonans, ale tego się nie da zrobić na izbie przyjęć, tylko trzeba "na oddziale".
Ale na oddziale nie ma miejsc.

Plan na jutro: prywatne EMG, w zależności od wyniku i rady lekarza  - prywatny rezonans a w przyszłym tygodniu
znów pukanie do szpitala.
Bobrze byłoby, gdyby rzecz nadawała się do operacji, czyli była do wyleczenia.
Parsley - wtedy  na pewno poprosimy o namiary na tego neurochirurga.

Aha, jak to zwykle bywa z pacjentami onkologicznymi, zasugerowano tez scyntygrafię.

26.01.2019,

Nie udało się załatwić prywatnego badania EMG od razu w piątek.
Pan doktor zapisał małża na poniedziałek wieczór.
Zapytany, czemu tak późno, odparł, że termin jest błyskawiczny, ze względu na diagnozę,
bo normalnie to byłoby kilka tygodni.
No, dobra.

Rano w poniedziałek Józek znów będzie próbować dostać się do szpitala.
Uparł się na ten konkretny, bo to dobry ośrodek.
Ale, jeśli okaże się, że  problem jest bardziej ortopedyczny, niż neurologiczny, to też mamy w Poznaniu
odpowiednio dobry szpital.

Zrobił  potrzebne badania krwi, wszystko OK, stanu zapalnego nie ma.
PSA po 5  miesiącach  brania bikalutamidu na poziomie 0,018, czyli sprawa ewentualnego ucisku
przerzutu w kościach raczej wykluczona.

Gdzie jest pacjent teraz?
W pracy, oczywiście.
Spróbuj, człowiecze, nie pracować, gdy się chcesz leczyć!

28.01.2019,


Ponieważ Józkowi znów nie udało się sforsować bram szpitala, wieczorem był na prywatnym badaniu EMG u jednego z najlepszych (ponoć) specjalistów w naszym mieście.
Diagnoza: "ciężka neuropatia ruchowo-czuciowa nerwu promieniowego prawego".
Zalecenia?
 SAMO PRZEJDZIE.
To lubię!

PS. Ponieważ zasada trzech niezależnych specjalistów obowiązuje na terenie całego ciała,
jutro znów atak na szpital.

29.01.2019,

Na razie pacjent zamiast do łóżka szpitalnego trafił do łóżka w domu, gdyż dopadło go masakryczne przeziębienie.
(Zawsze powtarzam, że wynalazca lekarstwa na katar dostanie Nobla).

Na to, że szybko "samo przejdzie"  za bardzo nie liczymy, ale przy wspomaganiu, czemu nie.
Zaczynamy się dokształcać w tzw. neuromobilizacji, postanowiliśmy wezwać do domu fizykoterapeutę,
by pokazał, jak ćwiczyć.

12.02.2019,

U nas lepiej, to znaczy:

1. Prawie wyszliśmy z infekcji, w każdym razie małż od kilku dni już pracuje.
2. Z ręką dużo lepiej, faktycznie "samo przechodzi". Tak naprawdę to wcale nie samo,
tylko wskutek różnych zabiegów, masaży i ćwiczeń, ale jest już ponad 80% poprzedniej sprawności.
Torba do szpitala rozpakowana.
3. Z nogą też dużo lepiej, wskutek masaży, ćwiczeń i "pończochy" uciskowej.
Gdy dołoży się do tego ruch, powinno być całkiem dobrze.
Tak, że z obrzękiem limfatycznym można wygrać.

27.02.2019,

Dziś wizyta kontrolna u neurologa, w sprawie tej "ostrej" neuropatii.
Zastanawiało nas, skąd ta panika, wysyłanie do szpitala, a w szpitalu na izbie przyjęć tomografy i inne zaawansowane badania, skoro od razu wiadomo było, że to ma "samo przejść".
I przechodzi.

Otóż sytuacja jest taka sama, jak u Jędrka  - pacjent onkologiczny.
Dziś pani doktor dała skierowanie na rezonans ramienia, oraz przekaz do onkologa z prośbą o pilną scyntygrafię.
Jak trzeba, to trzeba.

06.03.2019
,

Terminy na "pilny" rezonans są od maja do września.
Jasne, że pacjent wybrał maj.
Żeby dostać skierowanie na scyntygrafie, trzeba najpierw udać się do swego lekarza w Centrum Onkologii.
To już w kwietniu.
Jest nadzieja, że na samą scyntygrafię nie trzeba będzie czekać miesiącami.

Szczerze mówiąc, aż tak bardzo nam się nie śpieszy.
Aktualny poziom PSA  - 0,0155, po 7 miesiącach terapii bikalutamidem 150.
Przy dwóch poprzednich podejściach do bikalutamidu PSA spadało szybciej,
ale też poziom startu był dużo niższy.
Ważne, że jest tendencja spadkowa.

13.04.2019

Mąż zaliczył kolejną wizytę w WCO.
Przypomnę, że w sierpniu ub.r. odprawiony został z kwitkiem w postaci recepty na hormony
i zalecenia -  w następnym etapie  - chemioterapii.

Przeszedł teraz spod opieki radioterapeuty pod pieczę onkologa.
Młody lekarz był bardzo zadowolony, że mąż pozbył się tych podejrzanych węzłów chłonnych.
Ponoć kilkakrotnie powtórzył, że bardzo się z tego powodu cieszy.
Optymistycznie uważa, że niewykluczone, że raka już całkiem nie ma.
Ano  w życiu niczego nie można wykluczyć.

- Jakie znaczenie ma, że przy poprzednich podejściach do bikalutamidu, PSA już po pół roku
spadało poniżej 0,003, gdy tymczasem teraz jest 0,0148, czyli stabilnie (miesiąc temu było 0,0155) ?
- Żadnego!

Mój komentarz: Hm.

- Jak się przekonać, czy raka naprawdę już nie ma?
- Odstawić bikalutamid.

Drugie hm.

- Nie chcę już ryzykować, czyli mam dalej brać bikalutamid?
- Lepiej standardową hormonoterapię, bo bikalutamid obniża PSA trochę sztucznie.

Szkoda, że mnie przy tym nie było, bo moje hm byłoby bardzo głośne.

Pacjent się jednak upiera przy monoterapii bikalutamidem, ze względu na brak skutków ubocznych.
Dostał więc receptę, skierowanie na scyntygrafię, której domagał się lekarz neurolog,
i do widzenia za pół roku.

Oby nie było potrzeby wcześniej!

02.06.2019,

"Dunol właściwy" jest po badaniu rezonansem ramienia i po scyntygrafii.
Badanie zlecił lekarz neurolog po epizodzie ostrej neuropatii prawej ręki.
Bo ponoć w przypadku pacjenta onkologicznego nigdy nie można wykluczyć przyczyny onkologicznej.

Jak się należało spodziewać  - wszystko OK.
Należało się tego spodziewać, bo pacjent jest na bikalutamidzie 150 , PSA 0,015,
czyli nawet gdyby było coś na rzeczy, to w tej sytuacji badania nic nie wykażą.
Jednak w medycynie nigdy nie można mówić nigdy, więc pacjent badania posłusznie zrobił.
Ręka od dawna OK.

18.07.2019,

Jutro jedziemy do doktora Siekiery, w zasadzie tylko po to, by uścisnąć mu rękę.
To pierwsza wizyta po operacji.

Teoretycznie moglibyśmy spytać, czy jest szansa na to, że nowotwór został radykalnie usunięty.
Ale zdajemy sobie sprawę, że raczej nie. PSA spadało zgodnie z rytmem bikalutamidu, żadnego przyśpieszenia.

Co dalej?
Nie odważymy się na odstawienie bikalutamidu, li i jedynie w celu sprawdzenia, co jest.
Dość mamy stresu z powodu, że przy tym podejściu do bikalutamidu PSA spada wolniej, niż poprzednio.
Obecnie, po 11 miesiącach, jest 0,0099.
Przy pierwszym podejściu ten poziom był już po trzech miesiącach.
Ale ważne, że spada.

Druga sprawa  - ddimery.
Dwa ostatnie badania krwi wykazały przekroczenie normy - 0,70 ug/ml, przy normie 0,00 - 0,50.
Doktor rodzinna niewiele pomogła.
A tu doczytałam, że to niejako dodatkowy marker raka prostaty...
Faktycznie, już przed laty dyskutowaliśmy o tym, że rak prostaty "lubi" chodzić w parze z zakrzepicą żył głębokich.

Ale tu sprawa się sama wyjaśniła. Józek odstawił Akad, który mu onegdaj polecono na SOR-ze, a za moją radą
zaczął łykać rutinoscorbin. Zniknęły siniaki, które pojawiały się z byle powodu i bez powodu.
I wczorajszy wynik ddimerów, fibrynogenu, i APTT już dobry.

O co jeszcze można spytać doktora?

20.07.2019,

Wróciliśmy z Bydgoszczy.
Cel główny  - uściśnięcie doktorowi ręki  - osiągnięty.

Ale potem...
Doktor bez ogródek zapytał, dlaczego bikalutamid jeszcze nie odstawiony.
"Te tabletki to nie jest witamina C, nie ma więc sensu truć się, jeśli nie ma dowodu, że to konieczne".
Dokładnie tak powiedział.

Jednym słowem doktor uważa, że jest wysoce prawdopodobne, że nowotwór do końca wyciął.
Ano jest prawdopodobne.
Ale tak samo prawdopodobne jest, że coś zostało, w innym miejscu.
"Jak pan nie odstawi bikalutamidu, nie dowie się pan".
Prawda.
"Jakby PSA zaczęło rosnąć, można do bikalutamidu wrócić.
Też prawda.

Ale my się boimy.
Już dwa razy spuszczaliśmy bestię z łańcucha i było to bardzo stresujące.
Zatem mąż jednak poprosił o receptę na następną porcję leku (dostał).
Postanowił brać ten bikalutamid jeszcze przez kilka miesięcy, żeby te ewentualne resztki zagłodzić.
A potem posłucha doktora i powie "sprawdzam".

24.08.2019,


Przekonaliśmy się już niejednokrotnie, że gdy trzeba coś sprawdzić w historii leczenia,
to najszybciej jest zajrzeć na forum, zamiast szukać w tonach dokumentacji.

Dziś zanotuję dynamikę spadku PSA w ciągu ostatniego roku, od momentu powrotu do terapii  bikalutamidem 150 mg.
(Nie tracimy też nadziei, że i operacja miała wpływ na ten spadek).

9/08/2018  - 12,440
bikalutamid 150 mg
30/08/2018 - 1,250
17/10/2018 - 0,084
  26/10/2018  - operacja usunięcia zajetych węzłów chłonnych
02/11/2018 - 0,0262
15/11/2018 - 0,0273
25/01/2019 - 0,0184
04/03/2019 - 0,0155
11/04/2019 - 0,0148
14/05/2019 - 0,0152
17/07/2019 - 0,0099
20/12/2019 - 0,0072
28/02/2020 - 0,0052
01/06/2020 - 0,0033
bikalutamid 100 mg
11/08/2020 - 0,0030
07/11/2020 - 0,0040

2 marca, 2020

Kolejne badanie, znów mocne bicie serca, ale tendencja wciąż spadkowa.
Ufff!

28/02/2020 - 0,0052

Ponieważ małż od miesiąca kaszle, dziś wysłany został do pulmonologa.
(Dobrze pamiętam te powiększone węzły chłonne w jamach płucnych na obrazach PET).
Przyszedł sms:
Wszystko OK, rtg, spirometria, osłuchanie.


01.04.2020,

Dziś przypadał termin planowej wizyty Józka w Centrum Onkologii.
Już wcześniej pacjent wizytę odwołał, a raczej przełożył na koniec lipca.

Wczoraj zadzwonił lekarz prowadzący/dyżurujący i poinformował, że dziś zadzwoni i wizytę jednak "zaliczy", telefonicznie.

I zadzwonił.
1. Wypytał dokładnie, jak się pacjent czuje, czy nie odnotował pogorszenia stanu zdrowia w jakiejkolwiek sferze,
szczególnie, czy nie bolą kości.
Nie czuje się gorzej.
2. Spytał, czy pacjent ma zapewnione leki (bikalutamid), czy ma możliwość uzyskania recepty od lekarza rodzinnego.
Ma.
3. Odnotował ostatni - "prywatny" - wynik PSA, z zadowoleniem przyjął, że poziom markera spada.
W najbliższym czasie odradził wizyty w laboratorium i w ogóle wychodzenie gdziekolwiek, polecił siedzenie w domu.
Siedzimy.
4. Zgłosić się na kontrolną wizytę za 4 miesiące.
Jak się uda, jak nic złego nie wypadnie, to pacjent się zgłosi.

Tak się odbywają wizyty u lekarza w warunkach pandemii.

07.06.2020,

Od ostatniego badania minęły 3 miesiące, znów przyszedł czas na kontrolę PSA.
Na przełomie lutego i marca było 0.0052, na początku czerwca - 0.0033.
Uff!

Józek postanowił stopniowo odstawiać bikalutamid, na razie zmniejszył dawkę do 100 mg dziennie.
Na całkowite, radykalne odstawienie antyandrogenu - co sugerowali dr Siekiera i Dunolka - nie dał się namówić

23.07.2020,

Wczoraj mąż zaliczył kolejną wizytę w Centrum Onkologii - oczywiście tylko przez telefon.
Rozmowa, a raczej monolog pana doktora była długa, podsłuchać mi się nie udało,
relacja męża krótka - brać dalej bikalutamid, zrobić scyntygrafię.
Aha - laboratorium w WCO nieczynne.
Czyli PSA musi mąż zbadać prywatnie.
Ale to wszystko w sierpniu, po naszym powrocie z Pienin.

11.08.2020,

Dziś Józek miał scyntygrafię.
Po co scyntygrafia, jeśli PSA nieoznaczalne?
Pewnie by sprawdzić, czy nie rozmnożyły się jakieś mutanty, co to PSA nie wydzielają,
a organizm niszczą.

Przy okazji pacjent (prywatnie) zbadał PSA.
Na początku czerwca zmniejszył dzienną dawkę bikalutamidu - do 100mg.
I PSA wciąż spada - 0.0030.
(Przed dwoma miesiącami było 0.0033).
Jesteśmy bardzo zadowoleni.

01.09.2020,

W piątek, 28 sierpnia, mąż zaliczył kolejną konsultację z lekarzem z WCO.
Oczywiście przez telefon.
Wynik scyntygrafii taki sam, jak przed dwoma laty, bez zmian, czyli w porządku.
Jeśli pacjent planuje "wakacje" od bikalutamidu, może to uczynić powoli zmniejszając dawkę.
Pacjent to czyni.
Kolejna wizyta za pół roku.

07.11.2020

W czwartek kolejne badanie PSA.
Ten stres oczekiwania na wynik kiedyś nas zabije! Pewnie gorsze to, niż covid!

Pół roku po zmniejszeniu dawki bikalutamidu - teraz Józek bierze 100mg - jest 0,004.
Przed kwartałem było 0,003.
Traktujemy to jako naturalne fluktuacje, bo się już takie zdarzały.
Czyli kontynuacja dawki 100mg.

Inne wyniki lab. w normie, oprócz jednego - d-dimery znów podwyższone jest 1,4, przy normie do 0,5.
Jeśli jest to związane z chorobą nowotworową - trudno, trzeba się pogodzić. D-dimery nazywane są jednym z markerów nowotworowych.
Ale mogą to też być inne przyczyny. Na razie Józek wraca do Akardu, po miesiącu kontrola, w razie czego wędrujemy z tym do lekarza. O ile jeszcze będą przyjmować...

9/08/2018 - 12,440
bikalutamid 150 mg
30/08/2018 - 1,250
17/10/2018 - 0,084
26/10/2018 - operacja usunięcia zajetych węzłów chłonnych
02/11/2018 - 0,0262
15/11/2018 - 0,0273
25/01/2019 - 0,0184
04/03/2019 - 0,0155
11/04/2019 - 0,0148
14/05/2019 - 0,0152
17/07/2019 - 0,0099
20/12/2019 - 0,0072
28/02/2020 - 0,0052
01/06/2020 - 0,0033
bikalutamid 100 mg
11/08/2020 - 0,0030
07/11/2020 - 0,0040
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości