Jak żyć... z rakiem prostaty?
#1
WITAM WSZYSZTKICH!
      Jestem świeżakiem na forum i przepraszam z góry za moją niezgrabność ogólnie tak to nazywając. Zdiagnozowanego mam raka stercza  w dn 05.09.2024 przy wyniku PSA 4,6. badałem ten ten wskaźnik od ok. 15 lat - początkowe wartości były ok. 2,5 i ostatni raz u urologa byłem 3 lata temu czyli w 2021 roku. W sierpniu 2024 roku po wstępnym badaniu rezonansem: pirads 5, następnie biopsja fuzyjna Gleason 4+5 (czyli przesrane), jestem po rezonansie - wyszło nie fajnie, z węzłami z lewej strony i czekam na scyntygrafie. Czy ktoś z forumowiczów  jest w stanie nakreślić mi jak może wyglądać leczenie w moim przypadku czy po prostu muszę już uporządkować swoje sprawy.  Mam 60 lat czuję się ogólnie dobrze i nie bardzo mam, póki co ochotę na rozstawanie się z tym światem, a tym bardziej obciążać swoją chorobą najbliższych. czy jestem w stanie to przed nimi ukryć? Mama mojej żony (86l) choruje na nowotwora krtani i nie chcę jej dokładać zmartwień.
Odpowiedz
#2
Witaj pavo, rozumiemy Twoje emocje, one- podobnie jak nam wszystkim - będą Ci towarzyszyć każdego dnia. Raz będzie lepiej, raz gorzej, ale ważne, że podejmujemy decyzje o leczeniu. Na tym forum jest wiele historii osób, ich emocji oraz sposobu walki z chorobą i systemem. Odezwą się na pewno Ci, którzy mają szeroką wiedzę w temacie i potrafią mądrze poradzić. Myślę jednak że powinieneś się podzielić szerszą informacją o szczegółowym opisie rezonansu i biopsji. No i konieczna szybka scyntygrafia i jej dokładny opis.
A co do spraw ostatecznych. Wszyscy musimy żyć tak " jakby jutra miało nie być" . To chyba dobra maksyma, porządkujmy swoje życie każdego dnia. Najbliżsi nie muszą być chorobą obciążani, ale powinni wiedzieć. To Ty decydujesz, z kim będziesz dzielił troski twojej choroby. W " kupie" jest wiele łatwiej, czego najlepszym dowodem jest niniejsze forum. Nam forum bardzo w tym zakresie pomaga, bo nie chcemy epatować swoją chorobą znajomych i rodzinę -a wiedzę o raku prostaty czerpiemy od NAM PODOBNYM. Życzymy wytrwałości i cierpliwości w pozbywaniu się tego gada . Pozdrawiamy
Odpowiedz
#3
Witaj!
Z tej strony córka chorego na nowotwór prostaty 65 latka - wykryty ok. roku temu, z jednym przerzutem bliskim do kości łonowej, od 9 miesięcy w hormonoterapii i po pierwszym tygodniu radioterapii.
Na początku to szok, niedowierzanie, najgorsze myśli.
Teraz? Po prostu podporządkowanie procedurom medycznym i normalne życie.
Koleżanki i koledzy na tym forum na pewno opiszą Ci kwestie medyczne, ja mogę spróbować tylko z tej strony, do której dostępu nie ma szkiełko i oko.
Jak zapewne wiesz, jak choruje jeden członek rodziny, to choruje ona cała. Ale wbrew wszystkiemu - jest to potrzebne. Nie wiem, czy mój Tata żyłby/leczyłby się, gdyby nie wsparcie naszej mikro-rodziny. Chodzę z nim na każdą wizytę, ba - jeżdżę z nim codziennie na radioterapię 60 km w jedną stronę, kupuję leki i jestem cały czas. Mama dba o Jego dietę radioterapeutyczną i kombinuje, żeby nie był głodny i nie złamał zasad.
Ostatnio powiedział nam, że gdyby nie nasze zaangażowanie i wsparcie - nie dałby rady. Dlatego jeżeli masz taką możliwość i chęć - nie ukrywaj swojej choroby. W takich sytuacjach okazuje się, że masz wokół siebie rzeszę dobrych i oddanych ludzi, którzy pomogą Ci przejść przez proces leczenia. I oni tego potrzebują nie mniej, niż Ty.
A co do żegnania się ...oprócz historii na forum, o których możesz sobie poczytać, to ze zdobytego doświadczenia - codziennie, w kolejkach do radioterapii, do lekarza, itp. spotykam mężczyzn, w różnym wieku, którzy opowiadają o swojej chorobie. Wszyscy są nieoperacyjni, cześć już po wznowach po operacji i....żyją od wielu, wielu lat i leczą się od wielu, wielu lat - to jest takie światełko, że skoro oni wszyscy od wielu lat leczą się na tę chorobę i nadal się leczą zadowolenie, uśmiech to znaczy, że ta choroba nie ma tendencji do "zmiatania z planszy" w pół roku.
Uszy do góry! Niezależnie od wyników scyntygrafii (ja po scyntygrafii ojca, w której wyszedł przerzut, wyłam przez tydzień) miej proszę świadomość, że to najlepiej leczony nowotwór w tym kraju i co do zasady, żyje się z nim aż do śmierci, często z innych medycznych powodów - co mi wytłumaczył lekarz ojca.
Jesteś młodym facetem i jak mniemam - z silnym organizmem, dlatego dasz radę. Naprawdę - jestem świadkiem leczenia dziadków, którzy ledwo powłóczą nogami, mają milion chorób współistniejących i oni dają radę i żyją z tym od lat.
Pozdrawiam ciepło!
Agata
Odpowiedz
#4
Dziewczyny napisały ci już, co najważniejsze.
Ja tylko dodam, jak teraz traktuje się taki przypadek, jak twój, czyli tzw. rak wysokiego ryzyka (wysoki Gleason, przerzuty). Nowoczesne podejście to od razu  hormonoterapia i tzw. wczesna chemia.
Potem niewykluczona radioterapia lub nawet operacja.
Medycyna idzie do przodu, nie ma powodu do paniki.

U kolegi z forum zdiagnozowano raka o Gleasonie 10, kilkanaście lat temu.
Obecnie jeśli mu cokolwiek dokucza, to tylko Peselioza  - bo przekroczył 80.
Odpowiedz
#5
@AgataKr: DZIĘKUJĘ!
Odpowiedz
#6
Dziękuję Wam wszystkim za dobre słowa ,które leczą - i to jest prawda. 
Udało mi się wczoraj zrobić po wielkich trudach scyntygrafię( braki izotopów)  więc za tydzień wyniki. Jestem nastawiony optymistycznie , bo co mi zostało. W przyszły piątek wizyta u mojego urologa i pewnie skierowanie na zabieg prostatektomi radykalnej. Coś wcześniej wspominał o Urologicznym szpitalu w Katowicach i dr Białorzyt jako operator. Czy ktoś ma wiedzę na temat tego ośrodka lub Pana doktora??
Odpowiedz
#7
Witam Was wszystkich serdecznie i ponowniezadowolenie, uśmiech, a w szczególności Ciebie Agatko!!!!
Kontynuując mój wątek to udało mi się wczoraj zrobić scyntygrafię kości i za tydzień mam mieć wynik. Bez względu na- ten wynik podejrzewam skierowanie na prostatektomię radykalną. Rekomendowany szpital przez mojego urologa to szpital urologiczny w Katowicach - operator Pan dr. Białorzyt.
Dziękuję Wam Wszystkim za wsparcie i proszę o przesłanie dobrej energii - jak to tylko Wy potraficie. Bo wiecie o co chodzi.
Paweł
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości