Czy chemioterapia leczy raka?
#21
Dunolka miej litość mruganie, puszczanie oczka Nie piję alkoholu (samym zapachem mogłabym upoić się), nie palę, itd. Tylko te słodycze mi pozostały z przyjemności zakazanych zadowolenie, uśmiech Ale od wczoraj szlaban.

Histopatologia niezła. W skrócie: rak cewkowy, G1, Her 2 ujemny, Ki67 5%, receptor ER 95%, receptory PgR 50%. Jutro idę do DCO bo będą wycinać wartownika/ki.
Odpowiedz
#22
Mazulko, może chciałabyś aby przenieść swój wątek do działu "Przed i po diagnozie"? 
Zobacz i zdecyduj.
Jeśli uważasz to za dobry pomysł , wymyśl sobie Tytuł wątku, który będzie zarówno dotyczył taty jak i Ciebie.
Co prawda, Ty masz pytania "trochę" nie do końca związane z rakiem prostaty, natomiast problemy taty są właściwe, aby umieścić ten wspólny wątek w dziale "Przed i po diagnozie". Jak dobrze czytam całe forum, pytałaś w jednym wątku o PSA po operacji (taty). 
Uzyskałaś wyczerpujące informacje i wątek prawdopodobnie nie będzie się rozwijał tak dynamicznie jak Twój.
Mając wszystko w jednym miejscu, czytelnikom łatwiej będzie zrozumieć twoją ogólną sytuację. 

Mnóstwo osób z forum ma do czynienia z różnymi chorobami, czy to u siebie czy u najbliższych.  
Zawsze w jednym, twoim miejscu, możesz pisać o wszystkim, co Cię nurtuję.
Przemyśl i zdecyduj. 
U nas nie robimy nic na siłę. Takie decyzje konsultujemy z użytkownikiem.
Rocznik 1967
moja historia
PSA wyjściowe XI 2012-30,48 ng/ml - HT; 
RT II-IV.2013; 
HT: (zoladex, bicalutamid, eligard) od VI 2013- nadal
Aktualnie (stan:31.12.2015): Próby klinicznie (enzalutamid)  
kontynuacja leczenia - dyskusja
Odpowiedz
#23
Cris, propozycja idealna. Miałam poczucie, że wprowadziłam chaos swoimi postami tym bardziej, że nie związanymi z prostatą. Proszę o przeniesienie wątku. O tacie mam nadzieję pisać tylko przy okazji kolejnych dobrych wyników PSA, ale kto to wie.... Na spokojnie opiszę historię taty i dorzucę do zbioru.
Nie mam pomysłu na tytuł, wybaczcie teraz pakuję się do szpitala i głowa zajęta czymś innym.

Ten mój rak działa na mnie dziwnie tzn. czuje się cały czas pobudzona, nosi mnie. Wydajność we wszystkich pracach wzrosła do wzorcowego poziomu. Jest to jednak nienaturalny stan. Jak wytrzymać do wtorku w szpitalnej bezczynności...
Odpowiedz
#24
(12.05.2016, 23:37:02)Mazulka napisał(a): Ten mój rak działa na mnie dziwnie tzn. czuje się cały czas pobudzona, nosi mnie. Wydajność we wszystkich pracach wzrosła do wzorcowego poziomu. Jest to jednak nienaturalny stan. Jak wytrzymać do wtorku w szpitalnej bezczynności...

Weź dobrą książkę, a nawet kilka. W 'cywilu' masz mnóstwo możliwości, by odwieść myśli od wiadomego tematu. Wykorzystujesz je, stąd ta wzorcowa wydajność, ale szpitalne łóżko drastycznie ogranicza repertuar czynności odwracających uwagę. Pozostaje interesująca książka.
Pozdrawiam
Edward
Odpowiedz
#25
Jeszcze lepszym rozwiązaniem jest audiobook, czyli coś co zabije stres, nudę ... ale i umożliwi odcięcie się od otaczającej szpitalnej rzeczywistości.
Pozwoli tez spokojnie zasnąć, czy tylko przymknąć oko.
Ja to sprawdziłem na sobie i dlatego polecam.

Zwykłe zatyczki do uszu, też dają radę, ale pozostają natrętne myśli.

Pozdrawiam i życzę jak najlepszej formy fizycznej i psychicznej w starciu z chorobą.

Armands
Rocznik 1961
PSA WYJŚCIOWE: 09.2013 13,31 ng/ml
BIOPSJA: 10.2013 Prostatic carcinoma GS 2+2=4
PROSTATEKTOMIA RADYKALNA (klasyczna): 03.2014 w CO Bydgoszcz. Operator dr. Jerzy Siekiera.
Badanie po RP: GS 3+3=6 pT2c N0
PSA po RP: po 3 mieś. 0,028 ng/ml, od 6 m. do 6 lat od RP <0,002 ng/ml.
W ostatnim badaniu (10 lat od RP) <0,006 ng/ml
Koniec kontroli u urologa w CO
Moja historia
Wątek poboczny 

Módl się o najlepsze, przygotuj się na najgorsze.
Odpowiedz
#26
Dziękuję Wam za podpowiedzi. Edwardzie masz rację. Książki są-zresztą książka to moj wierny towarzysz od kiedy nauczyłam się czytać. Jest wi-fi dla pacjentów więc możliwości oglądania, czytania itd też mam. Za oknem tak pięknie, soczysta zieleń, ptaki śpiewają, ciało wyrywa się do tamtego życiazadowolenie, uśmiech A tutaj wszędzie tylko rak... Jesteście weteranami w walce z chorobami dużego kalibru, ja zadebiutowałam kilka miesięcy temu kiedy rozpoczęliśmy walkę taty. Cały czas oswajam się, idzie powoli. Tym bardziej doceniam rady bardziej doświadczonych osób. Wczoraj długo rozmawiałam z psycholog. Czułam się po tej rozmowie (2,5 godz) strasznie fizycznie zmęczona. Dzisiaj nie mogę odtworzyć tej rozmowy bo emocje były tak silne. Ale czuję, że coś zaczyna we mnie pękać. Zbudowałam mur i wychodząc na zewnątrz byłam uśmiechnięta i swobodna. Wracałam i chowałam się za murem i wtedy pozwalałam sobie na smutek, wypłakiwanie emocji. Teraz jednak zastanawiam się dlaczego to robiłam, po co tak gram, czemu mają służyć te pozory siły. Chciałam chronić bliskich ale przecież oni i tak martwią się o mnię wiec czy ta uśmiechnięta twarz cos zmieni? Przecież wiedzą, że się boję. Od kilku miesięcy mam takie kłębowisko myśli,że nie wiem od czego zacząć ich porządkowanie.
Odpowiedz
#27
Mazulka,

stan, w którym się znajdujesz, był udziałem każdego z nas i każdego z naszych najbliższych.Tu nie ma mocnych! Nie ma twardzieli, co to łzy nie uronią i po których wszystko spływa.

Szybciutko przejrzałem posty z Twojego wątku i chciałbym Ci powiedzieć, że masz powody do optymistycznego myślenia. Tatę operował dobry chirurg i być może RGK będzie już tylko, dla Was wszystkich, przykrym wspomnieniem.
Nie umiem zinterpretować wyników Twojej histopatologii, ale piszesz, że są niezłe. Więc w przypadku Was obojga, Taty i Ciebie, medycyna, gdyby zaistniała taka konieczność, dysponuje wieloma sposobami walki i to jest ten powód do optymizmu. Być może zresztą, czego Wam serdecznie życzę, z żadnego z tych sposobów nie trzeba będzie skorzystać.

Piszesz o wiośnie, o tym, że ciało by chciało z jej uroków korzystać. To w czym problem? Korzystaj na tyle, na ile pozwala stan Twojego zdrowia. Szukaj we wszystkim chwil zapomnienia o chorobie. Ja tak właśnie robię, chociaż czasem nieco jadę 'po bandzie', bo nie chcę zamknąć się w mieszkaniu i spędzić reszty życia w apatycznym wpatrywaniu się w sufit. Co to, to nie! Wobec Koleżanek i Kolegów z forum mam przecież zobowiązania żeglarskiej natury i chociaż drugi kolejny sezon mi ucieka, to nadal nie tracę nadziei, że ze 2-3 jeszcze będą! Na Powidzu, oczywiście!

A teraz przestroga dla wszystkich, którzy pomagając w chorobie najbliższym, żyją w złudnym przeświadczeniu, że skoro sami czują się dobrze, to są zdrowi, jak przysłowiowe ryby.

Dwa tygodnie temu znosiłem torby do samochodu przed wyjazdem do Warszawy na drugą chemię. Wcześniej przed naszym blokiem zatrzymało się pogotowie. Kiedy porządkowałem bagażnik zobaczyłem, jak troje ratowników znosi kogoś w kocu, a następnie przenosi go na nosze. Nie miałem pojęcia, o kogo chodzi. Po powrocie z Warszawy okazało się, że był to sąsiad mieszkający pod nami. Miał 54 lata, cieszył się znakomitym zdrowiem i kondycją i nagle, dosłownie z dnia na dzień, przestał mówić i chodzić, a po dziewięciu dniach już nie żył. Sekcja wykazała, że wszystkie narządy jamy brzusznej miał zaatakowane przez raka i nie wiadomo było, gdzie znajdowało się ognisko pierwotne.

Nie zaniedbujmy żadnych badań okresowych. Wykonujmy podstawowe badanie krwi i USG u dobrego specjalisty. Te działania mogą uratować nam życie.

Edward
Odpowiedz
#28
Mazulko, co u ciebie?
Pisałaś, że idziesz na "docięcie" węzłów. Czy to już?
Bałaś się chemii, ale z tego, co czytam, nie zaproponowano ci jej, czyli chyba nie ma potrzeby.
To dobrze.
Skoro rak jest hormonozależny, hormonoterapia powinna wystarczyć, tyle wyczytałam.
Trzymamy kciuki! Oby było wszystko dobrze!
Odpowiedz
#29
Dunolka dziękuję za pamięć zadowolenie, uśmiech Węzełki docięli, były czyste zadowolenie, uśmiech Później procedur cd, konsylium znowu, dodatkowe badania. W efekcie chemii nie proponowano. A teraz codziennie w ramach spaceru uczęszczam na radioterapię. Dzisiaj była 18 lampa a mam 25 sztuk mruganie, puszczanie oczka I już rozpoczęłam 5-letnią hormonoterapię.
Psychika coś się chwieje ostatnio bo zmęczona jestem tą walką, która trwa odkąd zachorował tato. Fizycznie nie jest źle. Ale widok spalonej i obolałej piersi nie pozostawia mnie obojętną. Wiem, że inni mają gorzej i nie ma co użalać się nad sobą. Pewnie dłuższy urlop od chorób, gdzieś w pięknych okolicznościach przyrody byłby dobrym rozwiązaniem zadowolenie, uśmiech Najgorsze jest to co teraz cały czas siedzi w głowie: strach o bliskich. Każde uskarżanie się na jakikolwiek ból, jakaś nowa narośl, generalnie każdy problem zdrowotny u kogoś z rodziny zapala czerwoną lampkę w głowie. Truchleję na myśl, że może to znowu rak. Chciałabym gdzieś uciec od tych myśli.
Odpowiedz
#30
"Spalona i obolała pierś" - dlaczego?!
Nasi z forum, ci, którzy przeszli radioterapię radykalną na wzór twojej, mieli czasem różne dolegliwości typu krwawa biegunka i problemy dysuryczne, ale bez takich makabrycznych skutków jak "spalenie"!
A przecież naświetlano im delikatniejszą, że  tak powiem, część ciała.
Ile grejów dostajesz na jeden raz?

Mazulko, najważniejsze w twojej histopatologii jest owo G1, najniższy stopień złośliwości.
Czyli powinno być dobrze!
Trzymaj się !
Odpowiedz
#31
Dunolka powinnam była napisać, że wygląda jak spalona (jakimś palnikiem albo słońcem, nie wiem jak to opisać). Bordowo-brunatny kolor skóry, nabrzmiała pierś jakby miała eksplodować i pieczenie przechodzące w swędzenie. To chyba ten słynny odczyn. Wizualnie wygląda to słabo ale "moje" panie radiolożki (te, które które fizycznie zajmują się naświetleniami) pocieszają, że to tylko teraz tak źle wygląda a będzie lepiej po pewnym czasie.
Muszę zapytać lekarza ile tych grejów mi fundują. Powiedziano mi, że mam standardową radio przy raku piersi.

Trzymam się ale zmęczenie materiału daje o sobie znać zadowolenie, uśmiech
Odpowiedz
#32
Mazulka - co tam u Ciebie słychać?
Rocznik 1967
moja historia
PSA wyjściowe XI 2012-30,48 ng/ml - HT; 
RT II-IV.2013; 
HT: (zoladex, bicalutamid, eligard) od VI 2013- nadal
Aktualnie (stan:31.12.2015): Próby klinicznie (enzalutamid)  
kontynuacja leczenia - dyskusja
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości