Wątek Edwarda - przeszczep wątroby.
Tak, Jolu,
ogólny poziom życia się podniósł, ale kultury niestety nie. Efekt jest taki, że przejawy jej braku, kiedyś raczej incydentalne, dzisiaj wraz z ogólną dostępnością do plaż, jezior, mórz, gór itp. miejsc stały się bardziej widoczne. Jedna masowość (dostęp) pociąga za sobą drugą (przejawy braku kultury). Odgłosy alkoholowych libacji, techno i disco do drugiej w nocy nie są miłym weekendowym dodatkiem do letniego wypoczynku.

A pomarańczowy zachód słońca na razie niczego w sprawie wiatru nie zmienił. Jedziemy do Ostrowite i na zakupy do Budzisławia Kościelnego.

Ahoj!
Odpowiedz
       
Jezioro Powidzkie, 18 czerwca 2021

Spotkanie z wójtem gminy Ostrowite było bardzo sympatyczne. Nie zapytaliśmy wprost, ale z całokształtu rozmowy jasno wynikało, że ten młody człowiek, może czterdziestolatek, w ogóle nie myśli o sprzedaniu pól biwakowych w Salamonowie i Giewartowie. Miłe to!
A na polu upał i zbyt słaby wiatr, by smażyć się w pełnym słońcu na środku jeziora. Próbujemy to przetrwać.

 
Jezioro Powidzkie, 19 czerwca 2021

Jak się okazało postawiliśmy przyczepę w miejscu dobrym na chłodne dni i najgorszym na upały. Do godziny 14. osłaniają nas ażurowe gałęzie sosen, ale później słońce nie ma litości. Wczoraj zmierzyliśmy 54 stC w słońcu, 44 w przedsionku i 38 w przyczepie. Otwarte okna i wentylator niewiele pomagają.

Broniąc się przed popołudniowym upałem zrobiliśmy prowizoryczne zadaszenie. Załoga sfastrygowała prześcieradło, wciągnęła linkę starego fału (fał, to linka do podnoszenia żagli) i tak powstały produkt wprowadziliśmy do lik szpary (czasem śmieszne są te żeglarskie nazwy) znajdującej się na całej długości przyczepy. Wykorzystaliśmy dwie sosny i cieszyliśmy się cieniem (fotka).

Pod tym daszkiem odwiedził nas sąsiad z pola biwakowego. Ma 47 lat, firmę budowlaną w Poznaniu i jest entuzjastą wszystkiego, co ma związek z minionym już czasem. Chce kupić „Kornika” dając nam gwarancję jego dożywotniego użytkowania. Wymieniliśmy z Załogą spojrzenia i pokręciliśmy przecząco głowami. „Kornik” służący nam wiernie od 27 lat nie jest do sprzedania. Gdy nie będziemy już w stanie pływać, on dokona żywota na wsi, w której w latach 1992-1994 go budowałem.

 
Jezioro Powidzkie, 20 czerwca 2021

Załoga jeszcze spała, a ja poszedłem przywitać się z „Kornikiem”. Nie spodziewałem się, że dodatkowo przywitam się z Agnieszką i Renatą! (fotka). Sympatyczną rozmową zaczęła się upalna niedziela – kolejny dzień bez żeglowania.

Ahoj!
Odpowiedz
Widać, że Kornik ma powodzeniem.

Dziś życzymy wam chłodnej bryzy... ale to chyba niewykonalne.

Pozdrawiamy
EiJ
Odpowiedz
           
(20.06.2021, 08:20:00)Armands napisał(a): Widać, że Kornik ma powodzenie.

Z Kornikiem mam niepisaną umowę. Powiedziałem - OK, akceptuję twoje pomysły, ale nie możesz myśleć jedynie o sobie. Jak widać na fotografii on tej umowy dotrzymuje mruganie, puszczanie oczka .


Pole namiotowe pustoszeje, ale ciężka to była niedziela. Na jeziorze byłem jednak godzinę, chociaż nie z żoną, tylko z nowym znajomym z Poznania. Ma 47 lat i po 32 latach przerwy prosił o przypomnienie podstawowych zasad żeglowania. Po tej godzinie nie byłem w stanie ponownie wyjść na wodę – upał zrobił swoje. Resztę dnia spędziliśmy za przyczepą w cieniu dawanym przez nowe zadaszenie. Jest jednak nadzieja – powoli spada ciśnienie (na fotce widać jego dobowy ubytek).

Ahoj!
Odpowiedz
Jezioro Powidzkie, 21 czerwca 2021

Na polu namiotowym zaledwie kilka osób, ale słońce nie odpuszcza! Jest jednak nadzieja – powoli spada ciśnienie.

sobota -1008 hPa
niedziela - 1003 hPa
poniedziałek - 999 hPa


Może za 2-3 dni będą dobre warunki do żeglowania? Dzisiaj wiatr nawet by na nie pozwolił, ale wystawianie się na ‘patelnię’, to zdecydowanie nierozsądna decyzja. Czekamy więc na ochłodzenie, chociaż meteorolodzy przepowiadają, że najpierw nawiedzą nas nawałnice.

Ahoj!

   
Odpowiedz
   
Jezioro Powidzkie, 22 czerwca

Ciśnienie bez zmian, ale od rana ulewa goni ulewę! Miło przebywać w przyczepie, gdy deszcz i jej dach dają bezpłatny koncert.  Pocieszające jest to, że nie ma upału!

====

Teraz merytorycznie na temat tabu.

Azja (wątek „Mój mąż 45 lat”)

Dr Salwa powiedział, że podczas operacji oceni, czy zachowywać wiązki nerwowo-naczyniowe po tej lewej stronie.  Omówiliśmy temat z mężem i najważniejsze jest dla nas pozbycie się raka, pozostałe sprawy są nieistotne. Boję się ryzykować...

Dunolka (wątek „Mój mąż 45 lat”)

Lekarz wspomina o szansie ocalenia pęczków nawet z lewej strony. Rozumiemy więc, że pęczki z prawej zostaną ocalone na pewno.
O co go pytać? (chodzi o doktora Siekierę)
O to, jakie leczenie proponuje. Czy ze względu na bliskość ogniska raka i torebki prostaty nie bezpieczniejsza byłaby radioterapia. Jak jest szansa na ocalenie pęczków przy zwykłej, nierobotycznej operacji.
Przeczytaj historie pacjentów o wyjściowych parametrach podobnych do tych u twego męża.
Zwróć uwagę na takie aspekty, jak marginesy dodatnie, wysokość pooperacyjnego poziomu PSA,
zachowanie funkcji seksualnych i trzymanie moczu.

Armands (wątek „Mój mąż 45 lat”)

Rozumiem też chęć uratowania chociaż jednej z wiązek naczyniowo-nerwowej. Miejmy nadzieję, że jest taka szansa.

Azja (wątek „Mój mąż 45 lat”)

Jeśli chodzi o ratowanie wiązek, nic za wszelką cenę. Powiem więcej, lewy płat jest mocno zajęty, więc może uzasadnione byłoby usunięcie wiązek z tej strony? To też pytanie do dra Siekiery.

Armands (wątek „Mój mąż 45 lat”)

Opcja oszczędzenia wiązki w wypadku potwierdzonego raka w jednym płacie jest praktykowaną metodą. Nie jest to sprawa łatwa i wymaga kunsztu operatora. U mnie proces powrotu do satysfakcjonującego poziomu sprawności trwał blisko rok. Rok z posiłkowaniem się lekami na potencję. Z opisów znanych mam operacji robotowych mamy do czynienia z różnymi doświadczeniami. U jednych powrót jest szybki, u innych rozłożony w czasie.

Edward (wątek Rednaomii „Mój mąż po biopsji”)

Gdyby jednak, to musisz wiedzieć, że profesor nie był zwolennikiem operacji oszczędzającej wiązki nerwowo-naczyniowe odpowiedzialne za erekcję. Prosiłem o ten wariant, ale się nie zgodził. Powiedział, że radykalna prostatektomia jest operacją ratującą życie, a on zbyt wiele przypadków wznowy po jej oszczędzającym wariancie widział, by ją wykonać.
- Jeśli chce pan oszczędzić wiązki n-n, to proszę poszukać innego operatora - oświadczył.

Czy miał rację? Nie wiadomo, ale w tym samym czasie mój znajomy przeszedł taką operację w szpitalu przy ul. Borowskiej. Po kilku tygodniach mówił, że z seksem wszystko jest na dobrej drodze i polecał konsultacje u chirurga, który tę operację wykonał. Później nie rozmawialiśmy na ten temat.
Problemy zaczął mieć 5-6 lat temu. Odszedł w 2019.


To cytaty z dwóch wątków poruszające ważny, ale ciągle będący tabu, temat wpływu usunięcia prostaty na erekcję. Rodzaj operacji, z zachowaniem czy usunięciem wiązek n-n, ma na to bezpośredni wpływ, ale też może być przyczyną ewentualnej wznowy. Wybór metody zawsze jest decyzją trudną i obarczoną ryzykiem.

Najprościej jest wyciąć wszystko i mieć święty spokój, że zrobiło się, nomen omen, wszystko, aby ocalić życie. Życie bez seksu nie jest jednak tym, co cementuje związek. Na zaprzyjaźnionym forum dwie osoby wiele lat temu przyznały, że ich związki rozpadły się z tego właśnie powodu.

O szczęściu mogą mówić te pary, w których po RP jest erekcja i nie ma wznowy. Co jednak z tymi parami, którym RP zabrała wiązki? Czy tradycyjny seks już dla nich nie istnieje? Życie nie znosi próżni i w miejsce tego, czego nie ma, z pewnością weszły inne formy wzajemnej fascynacji i pożądania, tyle tylko, że to zawsze będą środki zastępcze. Jeśli wśród tych środków nie ma tego, co powszechnie rozumie się pod słowem seks, wyślij mi prywatną wiadomość. Może w telefonicznej rozmowie będę mógł Ci coś podpowiedzieć. Na cuda nie licz, ale może ze swojego życia intymnego będziesz bardziej usatysfakcjonowany(a), niż dotąd.

Ahoj!
Odpowiedz
Wczoraj potężna ulewa nawiedziła Wrocław, dziś dotarła do Powidza... a u nas na Wisłą nadal spiekota.

Edwardzie jakie tabu? Staramy się pisać i na ten temat, chociaż oddźwięk nie jest duży. Wcześniej na Gladiatorze również podejmowano (również z moim udziałem) ten temat, ale wygasał jak potencja po osiemdziesiątce piątce mruganie, puszczanie oczka
Miłe, że chcesz to kontynuować w sposób bardziej intymny. Miejmy nadzieje, że ktoś się odezwie na PW i umówi na rozmowę.

Pozdrawiam
Armands
Odpowiedz
(22.06.2021, 10:01:35)Armands napisał(a): Wczoraj potężna ulewa nawiedziła Wrocław, dziś dotarła do Powidza... a u nas na Wisłą nadal spiekota.

Patrzę na http://www.meteo.imgw.pl/radary i widzę, że nad Wisłą, w Twoim mieście, też nieźle leje (16.30). Nad nami przechodzi kolejna ulewa z piorunami.


Edwardzie jakie tabu? Staramy się pisać i na ten temat, chociaż oddźwięk nie jest duży. Wcześniej na Gladiatorze również podejmowano (również z moim udziałem) ten temat, ale wygasał jak potencja po osiemdziesiątce piątce mruganie, puszczanie oczka

Tak było (mały oddźwięk, wygasanie) właśnie dlatego, że jest to temat tabu. Ludzie krępują się pisania na ten temat, chociaż Internet zapewnia anonimowość. No tak to już jest i myślę, że szybko to się nie zmieni.


Miłe, że chcesz to kontynuować w sposób bardziej intymny. Miejmy nadzieje, że ktoś się odezwie na PW i umówi na rozmowę.

Nie chcę kontynuowania, ale jeśli ktoś bez wiązek nie zaśmiewa się jednak z niby dowcipnej rymowanki przytoczonej przez Jolę w wątku Azji, to w rozmowie 1:1 chętnie mu podpowiem to i owo mruganie, puszczanie oczka


Pozdrawiam
Armands

Z deszczowym Ahoj!
Edward
Odpowiedz
Już po burzy i deszczu. Odświeżyło powietrze i teraz da się oddychać.

A.
Odpowiedz
Kontynuacja wpisu z wątku "Mój mąż po biopsji"

Na forum Gladiatora trafiłem dopiero dwa miesiące po operacji, więc z profesorem Sz. rozmawiałem merytorycznie zieloniutki, jak wiosenna trawa i spanikowany, jak każdy, kto pierwszy raz dowiaduje się, że ma raka.
Profesor wykonał operację, a histopatolog raka nie znalazł. Dlaczego? Tego nikt nie wie, ale wszyscy, totalnie wszyscy urolodzy, z którymi rozmawiałem twierdzą, że on był (przerywany strumyczek moczu przez wiele miesięcy, Gleason 3+3 z biopsji, prostata wielkości cytryny, paskudny MRI (nikt nie zwrócił uwagi, że wykonany pięć tygodni po biopsji, więc nie do końca miarodajny), pięć tygodni z cewnikiem i trzy nieudane próby jego usunięcia, kilka badań per rectum z jednoznaczną oceną).

Gdybym w 2011 roku wiedział to, co wiem teraz, to na pewno bym się nie spieszył i prawdopodobnie odwiedziłbym CO w Bydgoszczy. Tam wykonaliby operację, być może oszczędzając wiązki, ale gdyby raka znaleźli, to zamknęliby tym definitywnie możliwość przeszczepu wątroby (nie wykonuje się jej u osób z chorobą nowotworową, nawet teoretycznie wyleczoną).
Z dużym prawdopodobieństwem mogę więc stwierdzić, że cieszyłbym się z posiadania wiązek w latach 2012-2016, ale mniej więcej od przełomu lat 2016/2017 moim miejscem pobytu byłoby kolumbarium.

Jeśli to wszystko weźmie się pod uwagę, to w bilansie zysków i strat raczej wygrywają te pierwsze zadowolenie, uśmiech 

Na polu namiotowym pusto, buro i ponuro. Tak zaczyna się ósmy dzień bez żeglowania, a dokładnie za tydzień wracamy.

Ahoj!
Odpowiedz
(23.06.2021, 07:01:07)Edward napisał(a): Gdybym w 2011 roku wiedział to, co wiem teraz, to na pewno bym się nie spieszył i prawdopodobnie odwiedziłbym CO w Bydgoszczy. Tam wykonaliby operację, być może oszczędzając wiązki, ale gdyby raka znaleźli, to zamknęliby tym definitywnie możliwość przeszczepu wątroby (nie wykonuje się jej u osób z chorobą nowotworową, nawet teoretycznie wyleczoną).

Wybacz, Edku, ale logika twojego wywodu zupełnie do mnie nie trafia.
Może to przez te upały.
We Wrocławiu usunięto ci prostatę, tak? Razem z pęczkami, tak?
I nie znaleziono komórek nowotworowych ani w samej prostacie, ani w tych pęczkach.
Czyli go nie było.
Można było pęczki spokojnie zostawić.


(Pęczki naczyniowo-nerwowe przylegają do torebki prostaty,  "oszczędzenie ich" polega na tym, że się je  wypreparowuje,  mówiąc obrazowo  - delikatnie odrywa od tkanki torebki. Pęczki to tkanka dosłownie miękka,   "oskrobać" się tego nie da, zatem zdarza się, że coś na nich zostaje).

Zatem skoro histopatolodzy z Wrocławia nie znaleźli raka w usuniętej prostacie z pęczkami,
jak mogli  znaleźć tego raka histopatolodzy np. z Bydgoszczy?
Piszę w liczbie mnogiej, histopatolodzy, bo na pewno ten pierwszy, który nic nie znalazł, a teoretycznie powinien,
zawołał do tego wyjątkowego przypadku kolegów konsultantów.
I tamci też  - zupełnie jak w "Kubusiu Puchatku" - "im bardziej zaglądali w mikroskop, tym bardziej raka nie było".

Po prostu jesteś przykładem tzw. znikającego raka, który przecież czasem się zdarza.
Rak niewątpliwie był, skoro wykazała to biopsja, ale było go bardzo mało i został całkowicie
usunięty podczas biopsji. Po prostu  - igła go "wybrała".
A twoje dolegliwości i PSA spowodowane były ogromnym przerostem prostaty.

Inaczej mówiąc, jesteś ogromnym pechowcem i jednocześnie ogromnym farciarzem.

PS. Osobnym problemem jest przekonanie chirurga, że działa "w dobrej wierze", ale o tym potem.
Odpowiedz
Dunolka
(23.06.2021, 07:01:07)Edward napisał(a): Gdybym w 2011 roku wiedział to, co wiem teraz, to na pewno bym się nie spieszył i prawdopodobnie odwiedziłbym CO w Bydgoszczy. Tam wykonaliby operację, być może oszczędzając wiązki, ale gdyby raka znaleźli, to zamknęliby tym definitywnie możliwość przeszczepu wątroby (nie wykonuje się jej u osób z chorobą nowotworową, nawet teoretycznie wyleczoną).

J:
Wybacz, Edku, ale logika twojego wywodu zupełnie do mnie nie trafia.

E:

Jolu, też wybacz, ale logika Twojego wywodu nie trafia do mnie jeszcze bardziej.

J:
Rak niewątpliwie był, skoro wykazała to biopsja, ale było go bardzo mało i został całkowicie
usunięty podczas biopsji. Po prostu  - igła go "wybrała".

E:
Dokładnie nie pamiętam, ale z 12 próbek biopsji raka stwierdzono w pięciu w ilości 30-80%. Teraz popraw mnie, jeśli z tych faktów i Twojego rozumowania wyciągam błędne wnioski:

"Miałem RGK, ale nie w jednej zwartej formie, tylko w postaci pięciu cieniutkich nitek rozproszonych w mocno przerośniętej prostacie. Nitek, o średnicy mniejszej niż średnica wewnętrzna igły do biopsji. Urolog przeprowadzający biopsję miał takiego farta, a ja razem z nim, że trafił w te nitki, wyciągnął je i nie dał szans histopatologowi".

Jeśli do tego rozumowania nie masz zastrzeżeń, to ja się poddaję. Opisana sytuacja jest dużo mniej prawdopodobna niż trafienie "6" w Lotto.



Na polu namiotowym pusto i właśnie zaczął padać deszcz, ale wczoraj udało się nam dopłynąć do Powidza. Wiatr był słaby, często staliśmy na wodzie, jednak jego porywy sprawiły, że mieliśmy żeglarsko udany dzień. Dopiero trzeci z jedenastu spędzonych nad jeziorem.

Ahoj!
Odpowiedz
(24.06.2021, 05:58:47)Edward napisał(a): Dunolka

Jolu, też wybacz, ale logika Twojego wywodu nie trafia do mnie jeszcze bardziej.

Ponieważ im wnikliwiej studiuję twój poprzedni post, tym bardziej wydaje mi się sprzeczny z logiką,
proszę cię o wyjaśnienie następującej kwestii:

Dlaczego uważasz, że operacja przeprowadzona w tzw. lepszym ośrodku z oszczędzeniem pęczków
dałaby inny rezultat, niż ta bez oszczędzenia, skoro raka ani na pęczkach, ani poza nimi nie było?

Czy nie jest tak, że podejrzewasz, iż w Bydgoszczy mają lepszych histopatologów i w materiale pooperacyjnym jakieś komórki by znaleziono? I sam  ten fakt wykluczyłby cię z przeszczepu?
Wątpię, by problem tkwił w jakości histopatologów w twoim mieście.
Sam piszesz, że próby ponawiano, i jednak nic nie znaleziono.

Cytat: urolog przeprowadzający biopsję miał takiego farta, a ja razem z nim, że trafił w te nitki, wyciągnął je i nie dał szans histopatologowi".

Jeśli do tego rozumowania nie masz zastrzeżeń, to ja się poddaję. Opisana sytuacja jest dużo mniej prawdopodobna niż trafienie "6" w Lotto.
            

Szóstka w totka zdarza się prawie co tydzień, więc nie jest niczym wyjątkowym.
"Znikający rak" zdarza się nawet chyba częściej.
Oto pierwszy z brzegu artykuł na ten temat

http://www.przeglad-urologiczny.pl/artykul.php?1674


Małe ogniska raka a "rak znikający"

Określenia "rak znikający" (vanishing cancer) lub rak stercza pT0 odnoszą się do sytuacji, gdy w preparacie z prostatektomii mężczyzny, który uprzednio miał biopsję z wynikiem dodatnim, nie znajduje się guza, po wykluczeniu pomylenia próbek, fałszywie dodatnich wyników oraz niekompletnej prostatektomii.
Częstość występowania tego zjawiska w kilku pracach oceniono na 0,3-0,7%. W badaniach Herkommera większość pacjentów z rakiem pT0 miała tylko jedną pozytywną biopsję. Wydaje się, że stwierdzenie pojedynczego małego ogniska raka w biopsji zwiększa ryzyko "znikającego raka".

Jakkolwiek próbowano by wytłumaczyć zjawisko, jedno  - moim zdaniem  - wydaje się pewne:
Jeśli rak ci znikł we Wrocławiu, tak samo by znikł w Bydgoszczy.

Ale to nie znaczy, że miałbyś tam na pewno oszczędzone wiązki.
Jeśli przyszedłbyś do doktora Siekiery z wynikiem rezonansu, z którego by wynikało, że rak w wielu miejscach mocno przekracza torebkę, to doktor najprawdopodobniej kazałby ciąć bez litości.

A to były krwiaki po biopsji, widoczne w rezonansie.
Nawet sobie nie wyobrażasz, ile dobrego wynikło z tego, że na forum opisałeś swoją historię z rezonansem zrobionym po biopsji. Od tego czasu krzyczymy głosem wielkim :
REZONANS TYLKO PRZED BIOPSJĄ ALBO DŁUGO PO BIOPSJI.
Odpowiedz
(24.06.2021, 09:12:10)Dunolka napisał(a):
(24.06.2021, 05:58:47)Edward napisał(a): Dunolka

Jolu, też wybacz, ale logika Twojego wywodu nie trafia do mnie jeszcze bardziej.

Ponieważ im wnikliwiej studiuję twój poprzedni post, tym bardziej wydaje mi się sprzeczny z logiką, proszę cię o wyjaśnienie następującej kwestii:

Dlaczego uważasz, że operacja przeprowadzona w tzw. lepszym ośrodku z oszczędzeniem pęczków
dałaby inny rezultat, niż ta bez oszczędzenia, skoro raka ani na pęczkach, ani poza nimi nie było?

UWAŻAM, ŻE BADANIE HISTOPATOLOGICZNE PRZEPROWADZONE W KAŻDYM INNYM OŚRODKU, A NAWET W TYM SAMYM, ALE NP. DZIEŃ PÓŹNIEJ, MOGŁOBY DAĆ INNY WYNIK. MYŚLĘ, ŻE HISTOPATOLOG MIAŁ PO PROSTU SŁABSZY DZIEŃ, NA MOJE SZCZĘŚCIE.
NAWIASEM MÓWIĄC TEN SAM HISTOPATOLOG STWIERDZIŁ U MNIE W 2015 RAKA WĄTROBOWOKOMÓRKOWEGO.


Czy nie jest tak, że podejrzewasz, iż w Bydgoszczy mają lepszych histopatologów i w materiale pooperacyjnym jakieś komórki by znaleziono? I sam  ten fakt wykluczyłby cię z przeszczepu?

NIE, TAK NIE UWAŻAM, ALE DODATNI WYNIK BADANIA POOPERACYJNEGO NA PEWNO WYKLUCZYŁBY MNIE Z PRZESZCZEPU.


Wątpię, by problem tkwił w jakości histopatologów w twoim mieście. Sam piszesz, że próby ponawiano, i jednak nic nie znaleziono.

TUTAJ JESZCZE DODAM, ŻE BYŁA TO JEDYNA OPERACJA PROSTATY W TYM SZPITALU W TYM DNIU, WIĘC NA PEWNO NIE DOSZŁO DO ZAMIANY PRÓBEK.


Cytat: urolog przeprowadzający biopsję miał takiego farta, a ja razem z nim, że trafił w te nitki, wyciągnął je i nie dał szans histopatologowi".

Jeśli do tego rozumowania nie masz zastrzeżeń, to ja się poddaję. Opisana sytuacja jest dużo mniej prawdopodobna niż trafienie "6" w Lotto.
            

Szóstka w totka zdarza się prawie co tydzień, więc nie jest niczym wyjątkowym.

PRAWDA, ALE RAZ NA 14 000 000!

"Znikający rak" zdarza się nawet chyba częściej.
Oto pierwszy z brzegu artykuł na ten temat

http://www.przeglad-urologiczny.pl/artykul.php?1674


Małe ogniska raka a "rak znikający"

Określenia "rak znikający" (vanishing cancer) lub rak stercza pT0 odnoszą się do sytuacji, gdy w preparacie z prostatektomii mężczyzny, który uprzednio miał biopsję z wynikiem dodatnim, nie znajduje się guza, po wykluczeniu pomylenia próbek, fałszywie dodatnich wyników oraz niekompletnej prostatektomii.
Częstość występowania tego zjawiska w kilku pracach oceniono na 0,3-0,7%. W badaniach Herkommera większość pacjentów z rakiem pT0 miała tylko jedną pozytywną biopsję. Wydaje się, że stwierdzenie pojedynczego małego ogniska raka w biopsji zwiększa ryzyko "znikającego raka".

PROBLEM W TYM, ŻE U MNIE RAKA STWIERDZONO W KILKU PRÓBKACH, WIĘC RACZEJ NIE BYŁO TO MAŁE POJEDYNCZE OGNISKO

Jakkolwiek próbowano by wytłumaczyć zjawisko, jedno  - moim zdaniem  - wydaje się pewne:
Jeśli rak ci znikł we Wrocławiu, tak samo by znikł w Bydgoszczy.

A JA NIE MAM TEJ PEWNOŚCI. WYJAŚNIŁEM WCZEŚNIEJ, DLACZEGO.

Ale to nie znaczy, że miałbyś tam na pewno oszczędzone wiązki.
Jeśli przyszedłbyś do doktora Siekiery z wynikiem rezonansu, z którego by wynikało, że rak w wielu miejscach mocno przekracza torebkę, to doktor najprawdopodobniej kazałby ciąć bez litości.
A to były krwiaki po biopsji, widoczne w rezonansie.

MRI BYŁ WYKONANY 5 TYGODNI PO BIOPSJI. PO KOLEJNYCH 5 TYGODNIACH, TUŻ PRZED LRP, PROFESOR, KTÓRY MNIE OPEROWAŁ I WSPÓŁPRACUJĄCY Z NIM LEKARZ (OBAJ Z DUŻYM DOŚWIADCZENIEM I STAŻEM W ZAGRANICZNYCH OŚRODKACH, W TYM W USA), WYKONALI USG I DWUKROTNE BADANIE PER RECTUM. PRZYSTĘPUJĄC DO OPERACJI POWIEDZIELI, ŻE BĘDZIE LAPAROSKOPOWA, ALE Z UWAGI NA WIELKOŚĆ PROSTATY MOGĄ W JEJ TRAKCIE PRZEJŚĆ NA TRADYCYJNĄ.
NIE MUSIELI TEGO ROBIĆ. OPERACJA TRWAŁA 4,5 GODZINY I DOSTAŁEM DWIE JEDNOSTKI KRWI


Nawet sobie nie wyobrażasz, ile dobrego wynikło z tego, że na forum opisałeś swoją historię z rezonansem zrobionym po biopsji. Od tego czasu krzyczymy głosem wielkim :
REZONANS TYLKO PRZED BIOPSJĄ ALBO DŁUGO PO BIOPSJI.

PO TO JEST FORUM, BY DZIELIĆ SIĘ SWOIM DOŚWIADCZENIEM zadowolenie, uśmiech


Flauta i możliwość burzy. Dzisiaj kontakt z wodą ograniczymy do pływania wpław na zupełnie pustym kąpielisku.

Ahoj!
Odpowiedz
Jezioro Powidzkie, 25 czerwca 2021

Nie było nawałnic. Wczoraj i przedwczoraj front atmosferyczny przetoczył się nad nami krótką ulewą z piorunami, ale bez wiatru.

Piątek, więc zakupy na weekend tak, aby przetrwać najazd chętnych wypoczynku, bez konieczności opuszczania pola biwakowego.

Świeży chleb z piekarni w Ostrowitem oraz jeszcze ciepłe pstrągi z wędzarni w Ostrowie Starym, a do tego sałatka z pomidorów, papryki i ogórków smakowały wybornie. Po śniadaniu spacer do Anastazewa. Spacer z historią w tle.

W latach 1815-1919 przez środek Jeziora Powidzkiego przebiegała granica między zaborem pruskim i rosyjskim, a w Anastazewie był graniczny szlaban i dwie budki strażnicze.

W drodze z tej miejscowości nad jezioro towarzyszyły nam tory kolejki wąskotorowej z Gniezna. Jeszcze kilka lat temu kolejka była weekendową atrakcją turystyczną, ale dzisiaj pozostało po niej jedynie wspomnienie. Tabliczka przy torach informowała, że w tym miejscu w pierwszej połowie XIX wieku znajdował się cmentarz ewangelicki.

Inna tabliczka, na ogrodzeniu obok kempingu „Mikroma”, podawała za Kurierem Słupeckim, że w tym miejscu planowane jest wybudowanie dwóch ośmiopiętrowych apartamentowców oraz mariny w miejscu plaży idealnej wręcz dla dzieci. Idealnej, bo to płycizna 100 x 100 metrów o głębokości najwyżej 60 cm, a woda kryształowo czysta.

Nie lubię włodarzy gminy Powidz, do których należy zachodnia część jeziora. Sprzedali półdziki teren ośrodka Kormoran, zamieniony na ekskluzywny hotel i centrum konferencyjne Moran. Sprzedali teren kempingu Za Wiatrakiem wydzielając na nim działki budowlane. Teraz chcą dokończyć dzieła niszczenia tego, co było piękne! Pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze!

Wschodnia, dzika część jeziora, to teren gminy Ostrowite. Jej wójt, pan Mateusz Wojciechowski, żeby nie było – czterdziestolatek, prowadzi zupełnie inną politykę. To dlatego zatrzymaliśmy się na polu biwakowym Salamonowo należącym do jego gminy.

Po spacerze, niezbyt długim, bo jedynie 6300 kroków zmógł nas sen. Poddaliśmy się pamiętając, że już za tydzień czeka nas dwutygodniowe spotkanie z czwórką wnuków oraz ich prababcią. To duże wyzwanie. 2 x 9 lat, plus 8, plus 7 oraz plus 92 lata – może być ciekawie, ale i sympatycznie.

Po południu wypłynęliśmy. Wiatr się nie wysilał, więc oddaliliśmy się jedynie 3,5 km od naszej bazy, ale i tak spędziliśmy trzy godziny z Kornikiem. Podczas rejsu spotkaliśmy rodzinę dobrze mającą się dzięki programowi 500+, a dzień zakończył piękny zachód słońca. Tak wyglądało Jezioro Powidzkie o godzinie 22.00.

Ahoj!
           
Odpowiedz
Takich zachodów słońca u mnie nie widać, ale wczoraj wracając o 23 z pracy widziałem księżyc niczym dojrzała pomarańcza. Może nawet grapefruit czerwony mruganie, puszczanie oczka
Był nisko na lasem i chyba zwiastował poprawę pogody.

A widziałeś obiekt, który w Pobierowie postawił Gołębiewski?
Jakoś żadnych ekologów ta gigantyczna budowa nie zainteresowała.

Życzymy pogody zdatnej do pływania.
Pozdrawiamy
Odpowiedz
           
(26.06.2021, 10:05:26)Armands napisał(a): A widziałeś obiekt, który w Pobierowie postawił Gołębiewski? Jakoś żadnych ekologów ta gigantyczna budowa nie zainteresowała.

Jarku,
dzięki za życzenia - dzisiaj się spełniły! zadowolenie, uśmiech 

A panu Gołębiewskiemu można zadedykować tę piosenkę:

https://www.youtube.com/watch?v=cKg9Qsv0Ij8

Swoimi inwestycjami, jak mało kto, uwiarygadnia refren tej piosenki. Szkoda czasu, który minął lub mija bezpowrotnie.

Kornik jest reliktem minionej epoki i wiesz, że z nim często rozmawiam?

W 2017, po 23 latach od wodowania, wymieniałem kadłub. Musiałem. Łata była już na łacie - to urok drewna, które nie lubi wody.
Następnego dnia po zwodowaniu wybrałem z kokpitu 800 litrów wody! Kolejnego 400, a później regularnie około 200! Uciążliwe było pływanie. Po dwóch godzinach trzeba było przerwać żeglowanie, by wybrać 2-3 wiadra wody.

- Nie wygłupiaj się stary - mówiłem poirytowany. - - Masz obowiązek się uszczelnić, jak beczka na kiszoną kapustę.
- Tak uważasz? - on mnie zapytał. - Jeśli tak, to bardziej się przyłóż. Chciałeś pójść na skróty i w trzy miesiące zrobiłeś to, na co powinieneś poświęcić pół roku.

Co miałem zrobić? Przyłożyłem się i teraz wybieram najwyżej 2-3 litry na dobę. Właściwie, to nawet nie muszę tego robić zadowolenie, uśmiech .

A Kornik usłyszał dzisiaj dwa kolejne komplementy od spotkanych żeglarzy z jachtów, których każdy warty był kilka razy więcej, niż on, przyczepa do jego przewożenia, nasz samochód i nasza przyczepa kempingowa razem wzięte. Nie zamieniłbym jednak Kornika na żadne z tych plastikowych cudeniek!

Trwaj przygodo, trwaj czasie, który minął. Trwaj, dopóki sił nam starcza!

Ahoj!
Odpowiedz
Jezioro Powidzkie, 27 czerwca 2021

To był żeglarsko udany dzień!

Ahoj!

           
Odpowiedz
           

Jezioro Powidzkie, 29 i 30 czerwca 2021

Do zobaczenia za rok (???)

https://www.youtube.com/watch?v=cP7azxOV_cs

Ahoj!

Dzisiaj (4 lipca) przejmujemy dwie Warszawianki, jutro dwóch chłopaków i rozpoczynamy nowy rozdział "Lato z wnukami". Tak będzie przez tydzień, a przez kolejny, to już "Lato z wnukami i ich prababcią".

Kiedyś wielopokoleniowe rodziny pod jednym dachem to była codzienność z jej plusami i minusami. Dzisiaj, to już rzadkość, ale w ramach wielokierunkowej edukacji najmłodszego pokolenia chcę uświadomić im, że ich prababcia nie zawsze była taką, jaką ją znają. Że dawno, dawno temu, dokładnie 83-85 lat wstecz, była małą roześmianą dziewczynką taką, jak oni. Tylko tyle im powiem, bo pojęcie przemijania jest dla nich, i niech na długo pozostanie, czystą abstrakcją.
Odpowiedz
Za nami pierwszy dzień lata z wnukami. Najkrócej można go podsumować słowami, że mamy do czynienia ze zorganizowaną grupa przestępczą. Gdyby był czas na pisanie, to powstałaby nowa wersja przygód Mikołajka. Nieskromnie napiszę, że nie gorsza od oryginału zadowolenie, uśmiech .

Pozdrawiam serdecznie
Edward
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości