29.07.2021, 12:38:31
Dunolko, przeczytałam ze trzy, co napisałaś. I masz rację, to nawet nie jest kwestia zaufania, bo oboje je z mężem do doktora poczuliśmy i wierzymy, że przeprowadzi operację w sposób najbardziej korzystny z możliwych. Mną po prostu targają różne skrajne emocje, od "wszystko będzie dobrze" i "tylko spokój może nas uratować", po "a co jeśli...", o swoim strachu nawet nie wspomnę. Nigdy w życiu nie sądziłam, że strach może aż tak paraliżować. Żeby móc działać w domu w miarę normalnie, tak, aby dzieci nie poczuły różnicy w funkcjonowaniu naszej rodziny, żeby móc iść do pracy i być w miarę wydajną i móc po prostu myśleć, musiałam wspomóc się farmakologią. Na początku się tego wstydziłam, ale wiem, że to było najlepsze, na co mogłam się zdecydować. Tym bardziej, że próby udawania spokoju przed mężem też nie były zbyt udane, w końcu jesteśmy ze sobą 22 lata i on nie musi się specjalnie wysilać, żeby widzieć, co się dzieje.
I to prawda, że czasami życie potrafi dołożyć nam zupełnie z innej strony, najmniej spodziewanej. Pisanie scenariuszy nic nie wniesie do sprawy, a zamartwianie się różnymi możliwymi opcjami jest zwykle na wyrost. Tylko tak trudno wyłączyć ten guziczek pod nazwą "emocje". Są dni, kiedy wolałabym mniej odczuwać, tak w ogóle. Ale to by także oznaczało mniej kochać mojego męża, a tego chyba jednak mimo wszystko bym nie chciała.
I to prawda, że czasami życie potrafi dołożyć nam zupełnie z innej strony, najmniej spodziewanej. Pisanie scenariuszy nic nie wniesie do sprawy, a zamartwianie się różnymi możliwymi opcjami jest zwykle na wyrost. Tylko tak trudno wyłączyć ten guziczek pod nazwą "emocje". Są dni, kiedy wolałabym mniej odczuwać, tak w ogóle. Ale to by także oznaczało mniej kochać mojego męża, a tego chyba jednak mimo wszystko bym nie chciała.