RAK PROSTATY POMOC - Forum
Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Wersja do druku

+- RAK PROSTATY POMOC - Forum (https://rakprostatypomoc.pl)
+-- Dział: Metody wspomagania w leczeniu Raka Prostaty – Walka z bólem (https://rakprostatypomoc.pl/forumdisplay.php?fid=13)
+--- Dział: Choroby towarzyszące/współistniejące (https://rakprostatypomoc.pl/forumdisplay.php?fid=46)
+--- Wątek: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. (/showthread.php?tid=72)



RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - fsmutas - 26.03.2020

(25.03.2020, 21:02:15)Edward napisał(a): Gdyby jednak przyjechał i z kwaśnym uśmiechem powiedział 'witam', to zawsze pozostaje plan B, nad którym pracuję od dawna. [/font][/color]
Polega on na oswajaniu się z myślą, że skoro praw Stwórcy zmienić nie można, skoro musi się je zaakceptować, to warto żyć tak, aby w każdej chwili móc spokojnie spojrzeć wstecz i powiedzieć – OK., życia nie zmarnowałem, nikogo nie skrzywdziłem, a innym dałem siebie tyle, ile mogłem dać.

Ten Twój plan B całkiem sensowny - można powiedzieć, że też mam podobny... tylko...
Tylko, że uzmysławiam też sobie ile spraw mam nie pokończonych, na które to sprawy potrzebne są mi nie dni ani miesiące, ale lata niestety.
Przede wszystkim dobro najbliższych - potrzebuję czasu (minimum 3 lata) aby pozostawić im coś faktycznie namacalnego.
Dokończenie remontu domu (na ile to możliwe) - również kilka lat.
Cieszenie się patrzeniem na dorastanie wnusi - bezterminowe.
Nieprzeczytane książki, które obiecałem sobie przeczytać - bezterminowe z braku "wolnego" czasu.
I jeszcze parę ważnych innych celów (chęci) zadowolenie, uśmiech
Jak widać z powyższego potrzebny jest mi plan C - żyć jak najdłużej zadowolenie, uśmiech


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Edward - 26.03.2020

Leszku,
nie ma planu C - plan B, to już jest meta. 

Życie człowieka, to plan A, w którym powinien zrobić to wszystko, co zamierza. I ten plan nie ma określonej długości. Ten plan może się skończyć w każdej chwili, a jej nikt nie zna. Dlatego nie warto odkładać ważnych spraw na 'jutro', bo go zwyczajnie może nie być.

Kiedy pozbierasz się po operacji, to zabieraj się do pracy. Z zaplanowanych rzeczy zrób tyle, ile będziesz mógł. Czy zdążysz zrobić wszystko? Na to pytanie nikt Ci nie odpowie. Chociaż nie, nie zdążysz. Bo jeśli zrealizujesz to, o czym napisałeś, jeśli wnuczka Ci podrośnie, to będziesz chciał pogratulować jej zdanej matury, później dyplomu ukończenia studiów, będziesz chciał być na jej weselu, będziesz czekał na prawnuki, itd, itd.
Koniec biegu, meta i świadomość skończoności zawsze pozostawi żal i niedosyt. Aby były one możliwie małe plan B, to szczególne ubezpieczenie na koniec planu A, warto realizować równolegle z nim.

Trzymaj się dzielnie, bratnia duszo!
Edward


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Dunolka - 26.03.2020

(25.03.2020, 21:02:15)Edward napisał(a): OK., życia nie zmarnowałem, nikogo nie skrzywdziłem,...

Słyszałam, że tak się właśnie chłopy spowiadają:
Nikogo nie okradłem, nikogo nie zabiłem, nikogo nie skrzywdziłem, więcej grzechów nie pamiętam...

No i faktycznie.

Smutas napisał(a):   Cieszenie się patrzeniem na dorastanie wnusi - bezterminowe.          

Moja młodsza wnusia, usłyszawszy,  że.. ze mną różnie może być, zawołała oburzona:
No jak to, babciu! Przecież obiecałaś zatańczyć na moim weselu!

Sami widzicie, słowo się rzekło, nie mam więc wyjścia.
Obiecajcie i wy.


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Edward - 27.03.2020

(26.03.2020, 21:01:34)Dunolka napisał(a):
(25.03.2020, 21:02:15)Edward napisał(a): OK., życia nie zmarnowałem, nikogo nie skrzywdziłem,...

Słyszałam, że tak się właśnie chłopy spowiadają:
Nikogo nie okradłem, nikogo nie zabiłem, nikogo nie skrzywdziłem, więcej grzechów nie pamiętam...

No i faktycznie.

Jolu, Muzo Ty moja!
 
Zakpiłaś z refleksyjnego fragmentu mojego wpisu i przywołałaś w tym kontekście spowiedź. Dałaś tym samym zielone światło do napisania długiego opowiadania w całości sprzecznego z regulaminem forum i prowadzącego do zbanowania. Dam się sprowokować, ale opowiadanie będzie krótsze.
 
Moja ostatnia spowiedź, jakieś 35 lat temu, zaczynała się standardowo.
 
- W imię Ojca i Syna …..
- Ile masz lat? Jaką metodę zapobiegania ciąży stosujesz? – ksiądz bezpardonowo przerwał zwyczajową formułkę.
 
Dla mnie szok, bo do wrocławskiej Katedry poszedłem, a nie do gabinetu seksuologa, więc kręcę.
 
- Dajmy temu spokój – ksiądz skrócił moje męki. Skrócił i zrobił niezwykle profesjonalny wykład na temat metody Billinga. Konfesjonał kleił się od śluzu, a ja chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce.
 
Ta spowiedź była jeszcze o tyle niezwykła, że dostałem rozgrzeszenie, pokutę oczywiście też, chociaż nie wyznałem ani jednego grzechu.
 
- Jak to jest z tą spowiedzią? – zapytałem Boga wieczorem. Leżałem w łóżku, nie mogłem zasnąć, to z Nim porozmawiałem. Zwyczajnie, jak z dobrym znajomym, nie poprzez Ojcze Nasz.
 
- Pamiętasz niedzielę 11 października 1964 roku – On z kolei mnie zapytał.
- Nie, ale pamiętam poniedziałek, dzień później.
 
W poniedziałek, 12 października 1964, pijany motocyklista zabił na drodze mojego Tatę.
 
- To było w klasztorze salwatorianów w Bagnie, blisko Obornik  Śląskich – mówił Bóg. – Ksiądz Jan, przyjaciel Twojej rodziny – tu uśmiechnął się i pogładził długą siwą brodę, czym mnie sprowokował.
 
- O co chodzi? – zapytałem odruchowo i chyba mało taktownie. – Dlaczego Pan ...
 
Zająknąłem, bo zwątpiłem, jak mam się do Niego zwracać. Słowo ‘Pan’ wydało mi się dziwne, ‘Ty’ zbyt bezpośrednie.
 
Nie pomógł mi rozwiązać tego dylematu, tylko od razu przeszedł do rzeczy.
 
- Ksiądz Jan, cztery lata temu, skrzywdził bliską ci osobę – powiedział smutnym głosem.
 
- Kogo? – z wrażenia usiadłem na łóżku. – Mów, kogo skrzywdził!
 
- No widzisz – uśmiechnął się – już wiesz, jak masz się do mnie zwracać. Nie odpowiem jednak na pytanie, nie jesteś na to gotowy. Kiedyś tak, teraz nie.
 
Bóg dotrzymał słowa trzy lata temu, a ja napisałem o tym w „Nadii”.
 
- W niedzielę, w tym klasztorze, była duża uroczystość. Brali w niej udział liczni księża i osoby cywilne. Na zaproszenie księdza Jana byli tam również twoi rodzice. Na koniec obojgu wasz przyjaciel udzielił osobistego błogosławieństwa.
 
- A dzień później mój Tata już nie żył … – bezwiednie opadłem na łóżko.
 
- Ale wracając do pytania o spowiedź – Bóg, po długiej ciszy, powrócił do początku naszej rozmowy. – Czy nie odniosłeś wrażenia, że spowiadałeś się praktykowi od metody Billinga?
 
- Odniosłem – przyznałem.
 
- Widzisz, - mówił dalej Bóg – on ślubował czystość i jej nie dotrzymał.
 
- Czyli, co? – zapytałem. – Czy chcesz powiedzieć, że moja spowiedź nic nie była warta? Że błogosławieństwo księdza Jana, to ściema – trochę żałowałem tego kolokwializmu.
 
- Na mnie już czas – odpowiedział. – A wnioski wyciągnij sam. Masz wolną wolę, więc wybieraj. Powiem ci jednak, że niezależnie od Twojego wyboru, ja będę czuwał nad Tobą.
 
Nie uszło mojej uwadze, że ‘Twojego’ i ‘Tobą’ wypowiedział z dużej litery.
 
- Cudów nie wymagaj – dodał. - W końcu i tak każdy przyjdzie do mojego Domu, ale kilka razy wyślę Ci, znowu duża litera, zaufanego Anioła Stróża.
 
Przysięgam na wszystkie świętości, że dotrzymał danego wtedy słowa.
 
Banujcie
Edward


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - fsmutas - 27.03.2020

(26.03.2020, 16:51:56)Edward napisał(a): nie ma planu C - plan B, to już jest meta. 
Sorry Edwardzie, ale nie zgodzę się z Tobą mruganie, puszczanie oczka
I już wyjaśniam dlaczego.
Plan A to jest nasze "normalne" życie, nasza codzienność ze wszystkim tym co przynosi sobą.
Plan B jest to próba umiejscowienia się "tu i teraz" ze świadomością, że plan A może nie zawierać w sobie dalszego ciągu i pojawi się napis "THE END"
Natomiast Plan C zawiera w sobie wszystkie te działania, które potencjalnie mogą mieć wpływ na wydłużenie (nakręcenie kolejnych odcinków) planu A.
Co mam tu na myśli... ot choćby większe zadbanie o swoje zdrowie, ograniczenie używek o ile mamy świadomość, że skracają nasz plan A, zdrowsze odżywianie, dostarczanie organizmowi tego co mu niezbędne lub mu brakuje, itd. itd.
To jest właśnie plan C - świadome wydłużanie planu A swoją postawą i podejściem do życia Big Grin
Między innymi Twój plan C, to Twoje zaszycie się na wsi (ja nie muszę bo mieszkam na niej) mruganie, puszczanie oczka

(27.03.2020, 08:00:53)Edward napisał(a):  Przysięgam na wszystkie świętości, że dotrzymał danego wtedy słowa.
 
Kurde, ty to masz układy z "górą"  mruganie, puszczanie oczka
Jak nie "tete a tete" z oziębłą damą w czarnym wdzianku, to konwersacja z osobnikiem z białą brodą.
Cholera, ze mną nikt taki nie chce gadać.
Jedyne na co mogę sobie pozwolić, to pogaduchy z moim psem.
I w tym przypadku jednego jestem pewien: on z wszystkiego mnie rozgrzeszy, no chyba, że nie dam mu kruchego ciastka.
Wtedy o wysłuchaniu i aprobacie zapomnij - jedno co zobaczysz, to wielki wyrzut w oczach: JAK MOGŁEŚ ZAPOMNIEĆ O CIASTKU!!!


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Dunolka - 27.03.2020

Ech, Edku, skąd ja wiedziałam, że ty znów będziesz pisał o seksie...
Miło powspominać czasy, gdy się miało problemy z antykoncepcją, hę? Niezdecydowany

Ale ja nie o tym, ani nie o tobie.

Ja tylko  tak ogólnie piszę, że
- należy z ogromnym dystansem traktować deklaracje  ludzi, gdy przekonują innych o swej doskonałości moralnej,
gdy mówią, jacy to są wspaniali, dobrzy, uczciwi, empatyczni, po prostu wzory cnót wszelkich.
Taki ktoś dla mnie od razu jest podejrzany, i zwykle mam rację.

(Jeszcze raz napiszę, że to taka uwaga ogólna, nie o tobie, bo na twój temat nie mam danych ).

I jeszcze się powtórzę, że z jeszcze większym, dystansem odnoszę się do zapewnień niektórych osób, które
 przekonują, że już są gotowe na odejście, że godzą się na śmierć, bo wszystko mają zaliczone, że taka kolej losu, etc.
(A to jest już troszkę i o tobie).

Po prostu  nie wierzę w takie deklaracje.

Owszem, znałam takich, którzy naprawdę uważali, że "wszystko mają już zaliczone", ale oni nie rozgłaszali tego wszem i wobec.

Normalny, przeciętny człowiek chce żyć, za wszelką cenę, i wszystko robi, by żyć.
Widocznie  życie samo w sobie ma ogromną wartość.


PS. Jeśli zostaniesz zbanowany za poruszanie tematów kościelnych, to za przynudzanie, za truizmy,
nie za meritum.


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Edward - 27.03.2020

Leszku,

w kwestii planów A, B i C pozostańmy przy swoich zdaniach. Mój model jest prostszy - tylko A i B, Twój bardziej skomplikowany, ale jeśli się w nim znajdujesz, jeśli pozwala na realizację zamierzeń, to nic nie mam do dodania.

W kwestii układów, to mam i na górze i na dole. Takie jest to nasze życie, że układy warto mieć wszędzie.

Jolu,

przeczytaj raz jeszcze ten post, ale ze zrozumieniem. Ja nie pisałem o seksie, tylko o tym, co o seksie mówił mój spowiednik. Seks w Katedrze - Jolu daruj! Ty może tak, ja nie.

Zakpiłaś z poważnej części mojego poprzedniego posta, wplątałaś w to spowiedź, to Ci odpisałem o kropli, która przelała czarę goryczy i rozczarowań. I żeby nie było - ani jednego słowa nie zmyśliłem!

Pewnie, że każdy chce żyć, ale gotowość na śmierć ma się wtedy, kiedy tracisz nadzieję na jakikolwiek ratunek. Nawet nie wtedy, kiedy lekarze mówią ci 'ciesz się dobrostanem, a jak przyjdziesz na czworaka, to ci pomożemy', bo ów dobrostan daje jeszcze nadzieję, jeszcze nie otwiera drzwi śmierci. Gotowość lub jej brak, piszę z własnego doświadczenia, więc mówię o gotowości, ma się wtedy, kiedy czujesz, słusznie lub nie, że nic już nie można zrobić. Nie życzę Ci, byś doświadczała takich sytuacji. Ja kilka mam za sobą, więc nie bajeruję!

Kończę, bo znowu napiszesz, że przynudzam.


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - fsmutas - 31.03.2020

Hej, a co u Ciebie tu taka cisza Edwardzie?
Czyżbyś tak bardzo "zakopał" się na tej Twojej wsi, że nie masz czasu postukać w klawiaturę.
Co by nie mówić, to mam w sobie takie odczucie, że obojętnie jaki i o czym umieszczony post na tym forum jest taką "nowalijką" z jakże pozytywnym oddziaływaniem na odbiorcę (czytającego).
Wszyscy potrzebujemy "nowalijek" - szczególnie teraz zadowolenie, uśmiech


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Edward - 31.03.2020

Leszku,

u mnie cisza, bo wielokrotnie byłem upominany i kierowane były pod moim adresem sugestie, aby z tematyką moich wpisów poszukać sobie innego miejsca.

Przypominano mi, że to forum rakowe i że ludzie przede wszystkim praktycznych porad tutaj szukają, a nie bzdur, o których w większości są moje posty.

Już kiedyś o tym pisałem, ale powtórzę, że nieco inne mam spojrzenie na formułę forum dedykowanego życiu pacjentów onkologicznych i osób im najbliższych, niż się zwyczajowo uważa.

Jeśli odwiedzi się np. forum Gladiatora, to ma się wrażenie, że weszło się do przychodni onkologicznej lub na taki sam szpitalny oddział. Jest tam 100% merytorycznych pytań i tyle samo fachowych odpowiedzi. 
Jeśli komuś się nie poszczęściło i jest w psychicznym dołku, to oferuje mu się modlitwę, trzymanie kciuków i pociesza, że wszystko będzie dobrze. Wszyscy jednak dobrze wiedzą, że to pocieszenie jest jedynie szczerym życzeniem i w żadnym wypadku nie przekonuje, nikogo zresztą, że tak naprawdę będzie.

Wydawało mi się, że nasze forum będzie bardziej przekonujące, jeśli facet znany wszystkim z imienia i nazwiska (lub łatwy do identyfikacji), zamiast niewiele znaczącego zapewnienia, że będzie dobrze, pisząc o bzdurach udowodni, że rzeczywiście tak może być.

Wydawało mi się, że każdy, u którego wykryto raka prostaty i który w naturalny sposób znalazł się w psychicznym dołku, może się z niego wygrzebać, jeśli przeczyta moją sygnaturkę, a później o bzdurach świadczących o tym, że nie tylko można raka, czy nawet raki, przeżyć, ale jeszcze normalnie funkcjonować, robić bzdury i o nich pisać.

Wydawało mi się więc, że moje niemerytoryczne posty mogą lepiej wpływać na psychikę osób dotkniętych chorobą niż zwyczajowe, popularne formułki pozytywnych zapewnień.

Piszę ‘wydawało mi się’, bo nigdy nie miałem pewności. Z jednej strony spotykałem się z łagodnymi upomnieniami, nie tylko adminów, lub milczącym przyzwoleniem ślizgania się po obrzeżach regulaminu, a z drugiej jednak z czytaniem tych bzdur przez forumowiczów.

Z jednej strony był kciuk w dół, a z drugiej w górę. Pisałem, kierując się tym drugim gestem, ale taka sytuacja nie była komfortowa i zwyczajnie czuję się zmęczony.

Odpoczywam więc, Leszku, i tak sobie myślę, że jeśli forum ma być czyste tematycznie, to ja niewiele mam innym do powiedzenia. Może nawet nic.

Edward


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Dunolka - 01.04.2020

Masz rację, Edku!
Biję się w piersi  - to moja wina, to ja jestem odpowiedzialna za strofowanie, za wszelkie sugestie pisania
i na innych forach, za złośliwości i przytyki!
Obiecuję, że to się nie powtórzy!
Że pozostawię ci wolność słowa, wolność w prezentowaniu swoich poglądów, wolność artystycznego wyrazu!
Amen!

PS. Prima Aprilis Big Grin Big Grin !


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Edward - 01.04.2020

Pozwalam sobie na zuchwałe zestawienie, ale nie uważam, żeby do głowy uderzyła mi sodówa:
 
PAD:

„ …uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji …”
 
Moja skromna osoba:

„Będąc Uczestnikiem Forum; po rejestracji, zalogowaniu, czy też jako Gość Forum zgadzam się nie publikować/pisać:
….
& 5. Tekstów nie związanych z tematyką wątku
….”
 
Przykład idzie z góry i do tej pory PAD był dla mnie autorytetem, ale to się zmieniło! Przez wyborcze i ceramiczne urny!!!
 
Koniec! To ostatni mój tekst łamiący &5 Regulaminu forum.
 
Oponentom, a Joli szczególnie, oraz wszystkim Forumowiczom odwiedzających mój wątek, serdecznie dziękuję.
 
Edward


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - fsmutas - 01.04.2020

Pozwolisz Edwardzie, że dorzucę swoje „trzy grosze”.
Regulamin forum jest czymś w rodzaju umowy, która jako taka jest zgodnym porozumieniem dwóch lub więcej stron ustalające ich wzajemne prawa lub obowiązki.
Należałoby by z tego rozumieć, że owe prawa i obowiązki dotyczą obu stron umowy i obie też strony zobowiązują się do ich przestrzegania.
A teraz przyjrzyjmy się zapisowi Regulaminu forum:
Będąc Uczestnikiem Forum; po rejestracji, zalogowaniu, czy też jako Gość Forum  
Zgadzasz się nie publikować/pisać:
& 5. Tekstów nie związanych z tematyką wątku
 
I tu dla mnie osobiście zaczyna się spora niewiadoma.
Zapis punktu 5-go mówi wyraźnie o tematyce wątku, ale już nie precyzuje, co należy rozumieć pod tym słowem.
Czy tematyka wątku, to jego tytuł?
Jeżeli tak by to rozumieć, to wszystkie posty nie związane – w tym akurat przypadku – z przeszczepem wątroby powinny podlegać pod represje punktu 13-go jako naruszające regulamin tj. punkt 5.
Przejaskrawiając – postem niezgodnym będzie informacja np. o pogodzie, o pobycie na wsi, o robieniu domków dla ptaków.
Z drugiej strony – jest to tylko moje osobiste domniemywanie z uwagi na nieprecyzyjny zapis punktu 5-go – przez tematyką wątku należy rozumieć to, co autor wątku w nim umieszcza.
I jeżeli treści pisane przez autora nie naruszą innych obostrzeń określonych przez regulamin, to moim zdaniem, nie powinny być narażone na upomnienia, czy też uwagi ze strony moderatorów forum.
A jeżeli taka moderacja następuje, to moderator powinien literalnie wskazać jaki punkt regulaminu został naruszony oraz w jaki sposób post autora narusza dany punkt regulaminu.
 
I to by było tyle moich wymądrzanek   Cool



RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Edward - 01.04.2020

Leszku,

grzeczność wymaga, abym na Twój post odpowiedział, łamiąc wcześniej dane słowo, więc krótko.
Świetnie orientujesz się w paragrafach, ale nie o nie mi chodzi. Wielokrotnie byłem na bakier z duchem Regulaminu forum i upominając mnie admini, w tym Jola, mieli po prostu rację.

Znoś dzielnie trudy rekonwalescencji i szybko wracaj do planu C!  zadowolenie, uśmiech
Edward


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - fsmutas - 02.04.2020

(01.04.2020, 14:46:21)Edward napisał(a): Leszku,
grzeczność wymaga, abym na Twój post odpowiedział, łamiąc wcześniej dane słowo, więc krótko.
Świetnie orientujesz się w paragrafach, ale nie o nie mi chodzi. Wielokrotnie byłem na bakier z duchem Regulaminu forum i upominając mnie admini, w tym Jola, mieli po prostu rację.
Osobiście "niepokorność" uważam za pozytywną cechę, o ile oczywiście nie zahacza ona o głupotę

(01.04.2020, 14:46:21)Edward napisał(a): Znoś dzielnie trudy rekonwalescencji i szybko wracaj do planu C!  zadowolenie, uśmiech
Edward
Dzięki Edwardzie za Twoje "życzenia".
Tobie nawzajem również życzę powodzenia w realizacji Twojego planu B!
Trzymaj się zdrowo (oraz twórczo)  zadowolenie, uśmiech


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Edward - 02.04.2020

zadowolenie, uśmiech zadowolenie, uśmiech zadowolenie, uśmiech


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Edward - 10.04.2020

Kochani,

wycofałem się z publikowania na forum. To jednak wymagające czasu zajęcie, a koronawirus ostrzega, że jeśli popełnię błąd i on mnie dopadnie, to nawet z rodziną pożegnać się nie zdążę. Siły i środki skoncentrowałem więc na na tym, co jeszcze w życiu zaplanowałem zrobić. Od czasu do czasu jednak tutaj coś napiszę, ale bez naruszania regulaminu, a dzisiaj proszę Was o pomoc.
===
Pracuję nad czwartym tomem "Kresowej opowieści".
Będzie to powieść o wyprawie w 2017 roku kilku osób na Pokucie. Wyprawie śladami ich wcześniejszych wycieczek i dokonań oraz spotkań z poznanymi wtedy ludźmi.
Moją ambicją jest, aby Ukraińcy na kartach powieści mówili po ukraińsku, ale pojawia się problem, jak ich wypowiedzi prezentować. Cyrylicą, czy fonetycznym zapisem ukierunkowanym na anglosaskich czytelników, jaki oferuje Tłumacz Google.

Wczoraj napisałem jeden z rozdziałów IV tomu, opisujący prawdziwą sytuację, w jakiej brałem udział.
Ten opis wiernie oddaje spotkanie z wnukiem Ukrainki od kożuszka i dialogi, jakie wtedy miały miejsce.
Publikuję ten rozdział w obu wersjach (cyrylica/zapis dla anglosasów), a Was proszę o opinię, którą wersję lepiej się czyta. To 'surowa' wersja przed jakąkolwiek korektą, dlatego podzielcie się jedynie opinią o tym, która z nich jest bardziej przyjazna czytelnikowi.
Ctrl+C i Ctrl+V zlikwidował wszystkie przypisy z tłumaczeniami, ale one w powieści oczywiście będą.
W tym opisie, Wojciech, to ja, a Jadwiga, to Moja Mama.

DIALOGI ZAPISANE CYRYLICĄ

Wrócili do ‘Warszawy’, jak przed wojną Ukraińcy nazywali skupisko kilkunastu domów, w których mieszkali Polacy i skręcili w drogę prowadzącą do drogi cerkiewnej.
- Zobaczcie, - pani Jadwiga uśmiechnęła się – nasze znicze jeszcze się świecą. Zatrzymajmy się.
Bus zaparkował przy wiekowej sośnie, która z pewnością pamiętała rok 1944 i gdyby umiała mówić, to jej opowieść byłaby niezwykła.

Mówiłaby o polskich i ukraińskich radościach i smutkach, o weselach i pogrzebach, o miłości i o zdradzie. O przyjaźni i nienawiści, o ukaranych i nieukaranych zbrodniach. Powiedziałaby, że stosunki między Polakami i Ukraińcami były skomplikowane, że do ich odmalowania nie wystarczą tylko czarne i białe kolory. Że gniew etnicznych gospodarzy tej ziemi narastał powoli, że miał powody by narastać, ale że nigdy, że przenigdy nie miał prawa doprowadzić do zdarzeń, które w tej wsi miały miejsce 10 listopada 1944 roku.

- To nie są nasze znicze – zauważyła Magda. – Nasze były pękate, a te są smukłe.
- Я сказав, що тут живуть добрі Українці – Kola uśmiechnął się.
Pomodlili się, postali w ciszy i pojechali dalej.

- Tutaj, w tym domu, mieszkała Oksana – pani Jadwiga pokazała budynek stojący po prawej stronie drogi, kryty ocynkowaną blachą.
- Stąd wychodziła do Kut po Anię i tutaj szczęśliwie wróciła. A kukurydza taka sama duża rośnie, jak wtedy – dla odmiany wskazała dłonią duży zagon tej rośliny po lewej stronie.

Droga kończyła się ciasnym zakrętem i łączyła z inną, nieco szerszą.
- To droga cerkiewna – pani Jadwiga uważnie rozglądała się dokoła. – Proszę jechać powoli – zwróciła się do kierowcy. – Jeśli spotkamy jeden dom, to musi być ten, którego szukamy.

Nie ujechali nawet stu metrów, gdy zza gęstwiny wysokich olch, wierzb i wikliny ukazał się nie jeden dom, ale dwa. Zaskoczyło to panią Jadwigę.
- Gdyby nie ten drugi, to wszystko by się zgadzało – mówiła zmartwiona.

Rzeczywiście byli na odludziu. Gościniec z Kut do Śniatyna, wzdłuż którego usytuowana była większość wiejskich zabudowań znajdował się pół kilometra stąd. Zarysy innych domów były ledwie widoczne, dziewiętnastowiecznej cerkwi znajdującej się za nimi w ogóle nie było widać.

- Nie, to nie jest dom, pani Jadwigo, – Wojciech wskazał mniejsze z zabudowań – to budynek gospodarczy. Być może właśnie tutaj wydarzyła się ta scena z kożuszkiem.
- Це неможливо – odezwał się Kola. – Цей будинок не більше двадцяти років.

Uwaga ukraińskiego przewodnika była trafna. Na pewno znajdowali się przed domem zbudowanym po wojnie, prawdopodobnie w latach osiemdziesiątych lub dziewięćdziesiątych minionego wieku. Przed domem większym i ładniejszym niż większość starych zabudowań w tej ubogiej wsi.
- Ось ми повертаємось назад – nowy burmistrz wioski, który im towarzyszył i dotąd nie zabierał głosu, rozłożył ręce. – Це мало бути інше місце.

Kiedy wszyscy, oprócz pani Jadwigi, pogodzili się z fiaskiem misji i zgodzili się z burmistrzem, w drzwiach domu stanął, z wyglądu, sześćdziesięcioletni mężczyzna.
- Що ти шукаєтє? – zapytał spokojnym głosem. – Я живу тут, я вам допоможу.

- Szukamy przeszłości – Wojciech uścisnął wyciągniętą dłoń gospodarza. – W 1944 roku, kiedy wieczorem we wsi Ukraińska Powstańcza Armia mordowała Polaków, dwom Polkom udało się uciec. Jednej z nich Ukrainka, młoda kobieta, mieszkająca gdzieś tutaj, dała kożuszek. Tego domu szukamy.

Halina z Magdą zauważyły, że po słowach Wojciecha o UPA burmistrz i Kola spojrzeli na siebie i obaj pokręcili głowami.

- Цього будинку вже немає – gospodarz uśmiechnął się. – Він був старий, я його знесли і збудували нове. Це був будинок моєї бабусі. Я знаю цю історію з її оповідань .
- Бабуся сказала, що бандерейці приїхали звідти – wskazał dłonią okazały zagajnik, który w czasie wojny był pewnie tylko zbiorowiskiem zarośli.
- Будь ласка, не кажіть цього! – głos burmistrza był zdecydowany. – Невідомо хто це був. Було темно.

Gospodarz miał na imię Michajło. Wojciech poprosił go o pokazanie grobu jego babci, czyli Ukrainki od kożuszka, jak nazywali między sobą kobietę, która w czasach pogardy dla polskiego życia zdobyła się na tak szlachetny gest.

Pojechali razem drogą cerkiewną. Zatrzymali się obok cerkwi, przy której znajdował się cmentarz. Zaskoczył ich jego wygląd.
Cmentarz był na łące. Nie było na nim alejek, nie było drzew, nie było ubitej gołej ziemi. Była łąka, na której rosły kwiaty, takie same, jak u nas o tej porze roku.
Miejsca zmarłych wyglądały bardzo różnie. Przyciągały wzrok okazałe nagrobki z granitu i marmuru, ale wśród nich ulokowały się znacznie skromniejsze – czasem murowane, czasem wylewane z betonu systemem gospodarczym, ale też czasem jedynie metalowe krzyże z tabliczką, wbite w płaską ziemię bez charakterystycznego kopczyka.

Żywych kwiatów prawie nie było. Można było odnieść wrażenie, że zmarli wolą te, które za życia wydeptywali na łąkach, polach i tołoce, czyli dzikich i niczyich łęgach nad Czeremoszem, że nie tęskNią za różami, goździkami czy chryzantemami. Trudno powiedzieć, czy wzdychali do plastikowych wieńców, a tych na cmentarzu było zatrzęsienie.

- Саме тут – Michajło zatrzymał się przed zadbanym grobem.

Z dużego kolorowego zdjęcia wkomponowanego w cementowy, odlany z formy, pomnik, spoglądała na nich ładna młoda dziewczyna. Miała wąskie usta, duże brązowe oczy, a czarne gęste włosy przykrywały jej czoło i spadały falami na ramiona.
Była w białej rozpinanej koszuli ze stójką wykończoną czerwonym szlaczkiem. Koszulę zdobił szeroki czerwony haft, a szyję pojedynczy sznur korali.

- Tu spoczywa Gordijczuk Jewdokia Pietriwna 1911–1969 – przeczytał Wojciech tłumacząc cyrylicę.

Zapalili znicz, modlitwą podziękowali za kożuszek i zadumali się nad pokręconą polsko-ukraińską historią.


WERSJA Z ANGLOSASKIM ZAPISEM DIALOGÓW

Wrócili do ‘Warszawy’, jak przed wojną Ukraińcy nazywali skupisko kilkunastu domów, w których mieszkali Polacy i skręcili w drogę prowadzącą do drogi cerkiewnej.
- Zobaczcie, - pani Jadwiga uśmiechnęła się – nasze znicze jeszcze się świecą. Zatrzymajmy się.
Bus zaparkował przy wiekowej sośnie, która z pewnością pamiętała rok 1944 i gdyby umiała mówić, to jej opowieść byłaby niezwykła.

Mówiłaby o polskich i ukraińskich radościach i smutkach, o weselach i pogrzebach, o miłości i o zdradzie. O przyjaźni i nienawiści, o ukaranych i nieukaranych zbrodniach. Powiedziałaby, że stosunki między Polakami i Ukraińcami były skomplikowane, że do ich odmalowania nie wystarczą tylko czarne i białe kolory. Że gniew etnicznych gospodarzy tej ziemi narastał powoli, że miał powody by narastać, ale że nigdy, że przenigdy nie miał prawa doprowadzić do zdarzeń, które w tej wsi miały miejsce 10 listopada 1944 roku.

- To nie są nasze znicze – zauważyła Magda. – Nasze były pękate, a te są smukłe.
- YA skazav, shcho tut zhyvutʹ dobri Ukrayintsi – Kola uśmiechnął się.
Pomodlili się, postali w ciszy i pojechali dalej.

- Tutaj, w tym domu, mieszkała Oksana – pani Jadwiga pokazała budynek stojący po prawej stronie drogi, kryty ocynkowaną blachą.
- Stąd wychodziła do Kut po Anię i tutaj szczęśliwie wróciła. A kukurydza taka sama duża rośnie, jak wtedy – dla odmiany wskazała dłonią duży zagon tej rośliny po lewej stronie.

Droga kończyła się ciasnym zakrętem i łączyła z inną, nieco szerszą.
- To droga cerkiewna – pani Jadwiga uważnie rozglądała się dokoła. – Proszę jechać powoli – zwróciła się do kierowcy. – Jeśli spotkamy jeden dom, to musi być ten, którego szukamy.

Nie ujechali nawet stu metrów, gdy zza gęstwiny wysokich olch, wierzb i wikliny ukazał się nie jeden dom, ale dwa. Zaskoczyło to panią Jadwigę.
- Gdyby nie ten drugi, to wszystko by się zgadzało – mówiła zmartwiona.

Rzeczywiście byli na odludziu. Gościniec z Kut do Śniatyna, wzdłuż którego usytuowana była większość wiejskich zabudowań znajdował się pół kilometra stąd. Zarysy innych domów były ledwie widoczne, dziewiętnastowiecznej cerkwi znajdującej się za nimi w ogóle nie było widać.

- Nie, to nie jest dom, pani Jadwigo, – Wojciech wskazał mniejsze z zabudowań – to budynek gospodarczy. Być może właśnie tutaj wydarzyła się ta scena z kożuszkiem.
- Tse nemozhlyvo – odezwał się Kola. – Tsey budynok ne bilʹshe dvadtsyaty rokiv

Uwaga ukraińskiego przewodnika była trafna. Na pewno znajdowali się przed domem zbudowanym po wojnie, prawdopodobnie w latach osiemdziesiątych lub dziewięćdziesiątych minionego wieku. Przed domem większym i ładniejszym niż większość starych zabudowań w tej ubogiej wsi.
- Osʹ my povertayemosʹ nazad – nowy burmistrz wioski, który im towarzyszył i dotąd nie zabierał głosu, rozłożył ręce. – Tse malo buty inshe mistse .

Kiedy wszyscy, oprócz pani Jadwigi, pogodzili się z fiaskiem misji i zgodzili się z burmistrzem, w drzwiach domu stanął, z wyglądu, sześćdziesięcioletni mężczyzna.
- Shcho vy shukayete? – zapytał spokojnym głosem. – YA zhyvu tut, ya vam dopomozhu.

- Szukamy przeszłości – Wojciech uścisnął wyciągniętą dłoń gospodarza. – W 1944 roku, kiedy wieczorem we wsi Ukraińska Powstańcza Armia mordowała Polaków, dwom Polkom udało się uciec. Jednej z nich Ukrainka, młoda kobieta, mieszkająca gdzieś tutaj, dała kożuszek. Tego domu szukamy.

Halina z Magdą zauważyły, że po słowach Wojciecha o UPA burmistrz i Kola spojrzeli na siebie i obaj pokręcili głowami.

- Tsʹoho budynku vzhe nemaye – gospodarz uśmiechnął się. – Vin buv staryy, ya yoho znesly i zbuduvaly nove. Tse buv budynok moyeyi babusi. YA znayu tsyu istoriyu z yiyi opovidanʹ .
- Babusya skazala, shcho bandereytsi pryyikhaly zvidty – wskazał dłonią okazały zagajnik, który w czasie wojny był pewnie tylko zbiorowiskiem zarośli.
- Budʹ laska, ne kazhitʹ tsʹoho! – głos burmistrza był zdecydowany. – Nevidomo khto tse buv. Bulo temno.

Gospodarz miał na imię Michajło. Wojciech poprosił go o pokazanie grobu jego babci, czyli Ukrainki od kożuszka, jak nazywali między sobą kobietę, która w czasach pogardy dla polskiego życia zdobyła się na tak szlachetny gest.

Pojechali razem drogą cerkiewną. Zatrzymali się obok cerkwi, przy której znajdował się cmentarz. Zaskoczył ich jego wygląd.
Cmentarz był na łące. Nie było na nim alejek, nie było drzew, nie było ubitej gołej ziemi. Była łąka, na której rosły kwiaty, takie same, jak u nas o tej porze roku.
Miejsca zmarłych wyglądały bardzo różnie. Przyciągały wzrok okazałe nagrobki z granitu i marmuru, ale wśród nich ulokowały się znacznie skromniejsze – czasem murowane, czasem wylewane z betonu systemem gospodarczym, ale też czasem jedynie metalowe krzyże z tabliczką, wbite w płaską ziemię bez charakterystycznego kopczyka.

Żywych kwiatów prawie nie było. Można było odnieść wrażenie, że zmarli wolą te, które za życia wydeptywali na łąkach, polach i tołoce, czyli dzikich i niczyich łęgach nad Czeremoszem, że nie tęskią za różami, goździkami czy chryzantemami. Trudno powiedzieć, czy wzdychali do plastikowych wieńców, a tych na cmentarzu było zatrzęsienie.

- Same tut – Michajło zatrzymał się przed zadbanym grobem.

Z dużego kolorowego zdjęcia wkomponowanego w cementowy, odlany z formy, pomnik, spoglądała na nich ładna młoda dziewczyna. Miała wąskie usta, duże brązowe oczy, a czarne gęste włosy przykrywały jej czoło i spadały falami na ramiona.
Była w białej rozpinanej koszuli ze stójką wykończoną czerwonym szlaczkiem. Koszulę zdobił szeroki czerwony haft, a szyję pojedynczy sznur korali.

- Tu spoczywa Gordijczuk Jewdokia Pietriwna 1911–1969 – przeczytał Wojciech tłumacząc cyrylicę.

Zapalili znicz, modlitwą podziękowali za kożuszek i zadumali się nad pokręconą polsko-ukraińską historią.
----------------------------
Napiszcie proszę, którą wersję lepiej się czyta.
Dziękuję.
-----------------------------
Na fotografiach cmentarz w Rybnie oraz Ukrainka od kożuszka


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - fsmutas - 10.04.2020

Moim zdaniem zdecydowanie doradzałbym użycie Cyrylicy.
W moim odczuciu jest jakby bardziej "na miejscu", a jeszcze bardziej gdy (jako-tako) potrafi się składać (czytać) bukwy i je rozumieć.
Z drugiej strony trudno ocenić jaki odbiór Cyrylica będzie miała u młodszych wiekiem czytelników.
Jednak ja osobiście sugerowałbym pozostawienie Cyrylicy.

Trzymaj się zdrowo Edwardzie i powodzenia w pisaniu IV-go tomu zadowolenie, uśmiech


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Dunolka - 10.04.2020

Edku, żadnych transkrypcji fonetycznych, bo w poważnej literaturze wyglądają to niepoważnie.
Dla Anglosasów cyrylica  wygląda egzotycznie a więc ciekawie, dla Słowian zaś  - swojsko.
Na dole strony będzie tłumaczenie, więc  w czym rzecz.

Czytam właśnie Tołstoja, na każdej prawie stronie jest coś po francusku, wcale mi to nie przeszkadza,
a nawet wprowadza w konieczną atmosferę "arystokratyczności".
W twoim przypadku cyrylica podkreśli odmienność kulturową mieszkańców Ukrainy.

PS. Spodziewasz się szybkiego przekładu powieści na angielski?


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Edward - 11.04.2020

Opublikowałem ten tekst na trzech internetowych portalach i na naszym forum. Myślałem, że któraś z opcji zdecydowanie przeważy, a tymczasem opinie są skrajne - od zdecydowanego 'tak' dla cyrylicy, po takie samo 'tak' dla zapisu fonetycznego. Dodatkowo na jednym z portali kresowych jedna z osób zadeklarowała chęć pomocy, ponieważ tłumaczenie nie do końca jest dokładne, a druga zwróciła uwagę, że w ukraińskim alfabecie nie występują dwie litery, które pojawiają się w moim tłumaczeniu. Widocznie Google zapożyczył je z alfabetu rosyjskiego, a cyrylica cyrylicy nierówna. Tak samo jest zresztą z alfabetem łacińskim. Tutaj wiele krajów ma swoje 'ą', 'ę' itd.

Tłumaczenie na język angielski? Dlaczego nie! Nie wiem, czy "Zarina" dorówna w opiniach "Michałowi", ale on na rynku jest od sześciu już lat i czeka na tłumacza.

Jolu,
masz teraz więcej czasu, to przymierz się do "Michała". Z gotowym tłumaczeniem można zacząć szukać wydawcy, a jeśli go znajdziemy, to tantiemy podzielimy po równo zadowolenie, uśmiech 
Co Ty na to?
Heart


RE: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby. - Dunolka - 11.04.2020

Oj Edku, myślałam, że tę nową powieść to przygotowujesz specjalnie dla czytelnika anglojęzycznego,
skoro piszesz o Anglosasach.
A co tłumaczenia powieści, to prawda jest taka, że tłumaczyć można tylko z języka obcego na swój, nigdy na odwrót.