RAK PROSTATY POMOC - Forum

Pełna wersja: Kondolencje
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Moi Drodzy.
Wiem, że nie myśleliśmy o założeniu wątku o takim tytule. Niestety i to nas także dosięgło.
Jednak po naszym listopadowym Michelińskim spotkaniu i smutnej wiadomości jaka do mnie bardzo przylgnęła, chociaż nie mając jeszcze potwierdzenia i przyzwolenia, że mogę tak uczynić jak w obecnej chwili, miałem ciągłe obciążenie, że jednak należy to uczynić.
 Czy pamiętacie ten oto "awatar"? :

http://rak-prostaty.pl/download/file.php...=10828.gif

Tak to "znak" jaki przez długi czas na FG używał " Walczący".
Tak ten sam "Walczący" - Tadeusz, którego poznałem na spotkaniu w Warszawie w "Babuszcze", który był wraz z żoną Elą w Starych Jabłonkach i na pierwszym spotkaniu Naszej Młodej Grupy w Łodzi  -   [attachment=137]

Na spotkanie I Michelińskie niestety nie dotarł, a szkoda. Poznał by szersze grono Mu życzliwych Forumowiczów.
Był naszym współtowarzyszem niedoli i walki z tym "cholernym skorupiakiem".
Walczył do samego końca i nie na darmo miał swój nick " Walczacy", bo swojej walki z RGK jednak nie przegrał.
Odszedł od nas w dniu 24 września 2016 r. nagle.

W tym miejscu składam najbliższej rodzinie, a w szczególności Eli wyrazy głębokiego żalu i smutku.
Elu przyjmij moje i nasze kondolencje.

Mam nadzieję, że podobnie jak Nina dołączysz także do nas, do Grupy przyjaciół którzy się wspierają w doli i niedoli i służą swoim wsparciem każdemu kto tego potrzebuje.

       Kris.
Niech odpoczywa w pokoju.
Też słyszałem o śmierci Walczącego. 
Nie miałem okazji poznać Tadeusza. Czytałem jego posty. 
Niech odpoczywa w spokoju.
My także poznaliśmy "Walczącego" w" Babuszce", a z Elą i Tadeuszem spotkaliśmy się jak wielu z Nas w Starych Jabłonkach.Wiadomość o Jego śmierci bardzo nas zasmuciła, gdyż nastąpiło to nagle i nie związana była ze skorupiakiem.Była szokiem dla całej Jego Rodziny.Myślę że Ela,gdy tylko będzie na to gotowa dołączy do grona Michelińskiego.
Tadeuszu odpoczywaj w spokoju.
Elu przyjmij wyrazy głębokiego współczucia  z powodu śmierci męża. Mieliśmy okazję poznać się w Starych Jabłonkach. Mamy nadzieję ,że spotkamy się z Tobą w Michalinie. Serdecznie pozdrawiamy dago z mężem
[Obrazek: kondolencje_3.jpg]

Jędrek z Beatą
Elu serdecznie współczuję, Boże, daj mu spokój wieczny

Iwona
Dziś pochowano mojego znajomego z pracy. Niestety zbyt późno rozpoznano RGK, a co było dalej, jak kolegę leczono, to dla mnie niedostępna wiedza.
No cóż, nie każdy czuje potrzebę rozmawiania o swojej chorobie i cierpieniu.
Zmarły był moim rówieśnikiem (rocznik '61)

A.
Żal słyszeć takie wiadomości. 
Cóż - życie.
Niech spoczywa w spokoju.
(01.03.2017, 19:46:59)Armands napisał(a): [ -> ]No cóż, nie każdy czuje potrzebę rozmawiania o swojej chorobie i cierpieniu.
 
Właśnie  - może gdyby wcześniej porozmawiał, sprawy by się inaczej potoczyły?

Przypadkiem i w największej tajemnicy dowiedzieliśmy się, że nasz sąsiad przyjaciel niefortunnie zaczął nowy rok  - zatrzymaniem moczu, założeniem cewnika, skierowaniem do urologa, w rezultacie skierowaniem na biopsję.
Widzisz, że człowiek w wielkim stresie, ale nie możesz nawet podtrzymać na duchu, bo oficjalnie o niczym nie wiesz.
Nie doczekał  tej biopsji  - dostał udaru,  zmarł po kilku dniach.

Wszyscy winią udar, ale moim zdaniem z tylnego siedzenia kierował sprawą rak prostaty.

Niech nasi przyjaciele spoczywają w pokoju.
Samotność w chorobie to jest sytuacja która mimo wszystko chyba dominuje wśród ludzi cierpiących.
Ja, od 1996r. roku borykam się z CU /nieswoiste zapalenie jelita grubego/ i pomimo na prawdę trudnych okresów, wcześniej nie ujawniałem swoich poważnych problemów, uważając te dolegliwości za wyjątkowo wstydliwe. Oczywiście zaglądałem na specjalistyczne forum, sporo czytałem, ale wszystkie moje działania były zdecydowanie bardziej anonimowe. Dopiero RGK zmienił całkowicie moje podejście do choroby, także tamtej.... A tak bez żadnego kitu, mówiłem o tym w Michelinie, to forum, a właściwie nie forum tylko ludzie, którzy działają na forum, którzy mają podobne problemy, którzy są gotowi bezinteresownie pomagać i wspierać powodują, że taki schorowany mały żuczek się otwiera i całkowicie zmienia swoje podejście do problemu groźnej choroby... I to jest największa siła naszego forum!!!!!!!!!!! A dla przeciętnego /statystycznego/ chorego największym problemem jest "pierwszy krok", przełamać się i odważyć się mówić o swoim problemie.... Ale gdy to zrobi, w swej codziennej walce już nigdy nie będzie sam...!!!
(02.03.2017, 22:57:55)latarnik21 napisał(a): [ -> ]Samotność w chorobie to jest sytuacja która mimo wszystko chyba dominuje wśród ludzi cierpiących.
Ja, od 1996r. roku borykam się z CU /nieswoiste zapalenie jelita grubego/ i pomimo na prawdę trudnych okresów, wcześniej nie ujawniałem swoich poważnych problemów, uważając te dolegliwości za wyjątkowo wstydliwe. Oczywiście zaglądałem na specjalistyczne forum, sporo czytałem, ale wszystkie moje działania były zdecydowanie bardziej anonimowe. Dopiero RGK zmienił całkowicie moje podejście do choroby, także tamtej.... A tak bez żadnego kitu, mówiłem o tym w Michelinie, to forum, a właściwie nie forum tylko ludzie, którzy działają na forum, którzy mają podobne problemy, którzy są gotowi bezinteresownie pomagać i wspierać powodują, że taki schorowany mały żuczek się otwiera i całkowicie zmienia swoje podejście do problemu groźnej choroby... I to jest największa siła naszego forum!!!!!!!!!!! A dla przeciętnego /statystycznego/ chorego największym problemem jest "pierwszy krok", przełamać się i odważyć się mówić o swoim problemie.... Ale gdy to zrobi, w swej codziennej walce już nigdy nie będzie sam...!!!

Ludzie są ważni, ale tak naprawdę to w nas samych musi być wola. Kto jest sam zagubiony, temu drugi człowiek nie pomoże, jedynie silne pragnienie ukryte gdzieś wewnątrz nas samych pomoże wyjść na prostą. Pomocna dłoń jest potrzebna i pomaga zmierzyć się z problemem. Tylko jest jedno ale, każdy z nas pewnie przechodził tzw. 5 kroków zmierzenia się z choroba, jedni szybciej , drudzy wolniej. Oczywiście że ktoś na kim można polegać ułatwia tą drogę, ale to tak naprawdę siła która tkwi w nas nam pomaga. Pamiętać trzeba zawsze o jednym, umiera się tylko raz. Można odchodzić w samotności, lub w otoczeniu przyjaciół. Wybór zawsze zależy od nas samych.
Drogi Piowoju nie znamy się ale zapewne wkrótce się poznamy.... Przypuszczam, że jesteś człowiekiem zdecydowanym, o silnym charakterze i określonych zasadach, którymi kierujesz się w życiu....  Ja natomiast uważam, że większość ludzi posiada mniej jednoznaczny charakter, są bardziej niż Ty chwiejni i w sytuacjach stresowych, a choroba jest zdecydowanie sytuacją stresową po prostu gubią się, wpadają w panikę  a często, gęsto nawet w rozpacz....... 
I wtedy ta pomocna dłoń, ta życzliwość, ta bezinteresowność, wiedza i wsparcie mogą wyciągnąć takiego chorego z potężnego doła i pomóc mu zmierzyć się z tym parszywym choróbskiem.....
 Idealnie byłoby gdybyśmy wszyscy byli charakterologicznie silni - bo wtedy bylibyśmy społeczeństwem sukcesu albo byśmy się pozabijali....... a tak mamy twardzieli i mięczaków a po środku cała reszta, zdecydowana większość - powiedzmy przeciętniaków....
A co do odchodzenia... to wydaje mi się zupełnie inny temat, zupełnie inna kwestia.... Zgadzam się z Tobą: można tak i inaczej. Wybór należy do każdego z nas.
Piowoju, nie jestem psychologiem, czy też socjologiem ani innym specjalistą od zachowań ludzkich - jestem po prostu przeciętniakiem, który chce zaprezentować swoje stanowisko, trochę w opozycji do Twojego... Ale to nie jest tak , że moje jest jedynie słuszne.... Zdecydowanie nie...! Wielki szacun dla Ciebie i pozdrowienia.  Paweł
Chciałabym w tym miejscu pożegnać siostrę Józka.
Pogrzeb odbył się w czwartek.

Wspomniałam kiedyś, że dziewczynę trafiła choroba straszna  - stwardnienie zanikowe boczne, ALS,
to na co chorował słynny fizyk Hawking.
Żyła z tą chorobą wyjątkowo długo, około 10 lat, ale przez ostatnie  6 lat leżała całkowicie sparaliżowana, pod respiratorem, porozumiewając się jedynie za pomocą ruchu gałek ocznych, wskazując litery alfabetu przez specjalne laserowe okulary.
A była to niegdyś dziewczyna wesoła, energiczna, pracowita, ludziom życzliwa.

Ktoś zapyta  - jaki jest sens tak wielkiego cierpienia?

Religia stara się znaleźć odpowiedź. Nauka i medycyna też, skoro wynajduje coraz to nowe metody i sposoby na przedłużanie życia, choćby te respiratory, i agresywne tracheotomie.

Jej cierpliwość i pogodę ducha tłumaczono głęboką wiarą.
A mnie się wydaje, że ona  chciała po prostu żyć.
Dane jej było tylko takie życie, i ona przyjmowała je z pokorą, "z dobrodziejstwem inwentarza",
ciesząc się z każdego dnia, z troski i opieki pielęgniarek, rodziny, przyjaciół.
Żyć jeszcze dzień, jeszcze tydzień, jeszcze miesiąc.
Widocznie samo życie ma wielką wartość, widocznie w samym istnieniu jest głęboki sens.

W południe odbył się  pogrzeb, a jej najmłodsza córka prosto z cmentarza pojechała do szpitala i urodziła córeczkę.
Tak to jest  - jedni odchodzą, inni przychodzą, a drzewo życia jest zawsze zielone.
(21.06.2020, 15:48:01)Dunolka napisał(a): [ -> ]Chciałabym w tym miejscu pożegnać siostrę Józka.
...
Żyła z tą chorobą wyjątkowo długo, około 10 lat, ale przez ostatnie  6 lat leżała całkowicie sparaliżowana, pod respiratorem, porozumiewając się jedynie za pomocą ruchu gałek ocznych, wskazując litery alfabetu przez specjalne laserowe okulary.
A była to niegdyś dziewczyna wesoła, energiczna, pracowita, ludziom życzliwa.

Ktoś zapyta  - jaki jest sens tak wielkiego cierpienia?

Religia stara się znaleźć odpowiedź. Nauka i medycyna też, skoro wynajduje coraz to nowe metody i sposoby na przedłużanie życia, choćby te respiratory, i agresywne tracheotomie. Jej cierpliwość i pogodę ducha tłumaczono głęboką wiarą, a mnie się wydaje, że ona  chciała po prostu żyć.

Smutne to bardzo, a zastanawianie się nad sensem cierpienia zwyczajnie nie ma sensu. To moje zdanie, wiele razy dyskutowaliśmy na ten temat i nikt nikogo nie przekonał. Aby nie zamulać tego wątku zapraszam do swojego, zamulonego od pierwszych postów.